środa, 19 maja 2010

Ciuchy...

...no... nie są pasją Sherlockisty. Kostiumy do nowego Sherlocka interesowały go tylko o tyle, że wzbudziły powszechne oburzenie (zwłaszcza stroje samego Holmesa). Sherlockista tymczasem od początku podejrzewał, że stroje te, podobnie jak i wszystko inne w tym filmie, maksymalnie naciągają normy, których przy produkcji filmu "z epoki" przekroczyć się nie dało, ale jednak w dziewiętnastowiecznych regułach gry jakoś się mieszczą. Holmes nie jest ubrany tak klasycznie jak w niektórych "wiernych" produkcjach, gdzie nie zapomina się nawet o obowiązkowym ukryciu muszki pod kołnierzem na znak żałoby po Nelsonie - ale i na szczęście nie tak idiotycznie jak na niektórych rycinach Pageta i w zdecydowanej większości ekranizacji, których reżyserzy przeoczyli fakt, że inverness i deerstalker są stosownym strojem dla późnowiktoriańskiego dżentelmena wyłącznie w czasie wiejskiej wycieczki.
Sherlockista argumentował nawet, że stroje nas zadziwiają nie dlatego, że mają wyglądać "nowocześnie", jak na komiksowego Holmesa XXI wieku przystało, tylko dlatego, że mają wyglądać ekstrawagancko, jak przystało na najbardziej ekstrawaganckiego dżentelmena z epoki późnowiktoriańskiej.
W wywiadzie z Jenny Beavan, autorką kostiumów do SH 2009, znaleźć można szczegółowe omówienie kreacji głównych bohaterów z kilku pierwszych sekwencji filmu (kolejne, jak przypuszcza Sherlockista, w drugiej części wywiadu). Sherlockista nawet nie śmiałby się podjąć tłumaczenia wszystkich tych skomplikowanych rodzajów frocków i innych licznych rodzajów wizytowej i niewizytowej odzieży męskiej. Sam, jak już wyznał, znawcą garderoby nie jest nawet po polsku, jednak zainteresowanym poleca linkowany wyżej wywiad najserdczniej.
Przy okazji, pragnie podkreślić, że Beavan w zupełności potwierdza jego intuicje. Zarówno garderoba Irene Adler, jak i Sherlocka Holmesa z premedytacją łączy to co klasyczne (kroje spodni czy wizytowej sukni) z tym, co niebanalne (kolory, rozchełstanie, kompozycje). Holmes strojem podkreśla to, jak bardzo nie pasuje do żadnej ze ściśle wydzielonych klas wiktoriańskiego społeczeństwa, nie nosi "mundurka" żadnego  zawodu, sam przekracza wszelkie granice i bariery i tak samo nie mieści się w żadnych kategoriach jego codzienne ubranie.
Sherlockista osobiście najbardziej jest wdzięczny z Jenny Beavan za cudowny szlafrok, w którym Holmes przeżywa swoje gorsze dni - i który okazuje się szczególnie użyteczny jako przebranie.

(To zapewne nie jest ten "mouse-coloured dressing gown Sherlocka" tylko raczej ten drugi ;) ).

Brak komentarzy: