A właściwie koprodukcyjny, polsko-brytyjski Sherlock Holmes z lat 80! Taki, którego wielu i wiele z nas pamięta z mgieł dzieciństwa, z własnego polskiego telewizora! Taki, co do którego Sherlockista nie wierzył, że go jeszcze zobaczy! Otóż ten właśnie Sherlock Holmes, z Geoffreyem Whiteheadem i Donaldem Pickeringiem, kręcony na naszej warszawskiej starówce, która wygląda zupełnie jak Londyn, grany po angielsku a nawet po szkocku (przez panią Hudson) z kwaterą główną przy Baker Street, która wygląda jak ukradziona z filmów z Rathbone'em i Bruce'em...
Ten Sherlock wreszcie, a przynajmniej jeden z 24 jego dwudziesto-trzech minutowych odcinków powtarzany będzie na TVP 2 w nocy z czwartku na piątek, o 4.35!
Niecierpliwi lub nieposiadający telewizora Sherlockiści mogą się też rozejrzeć za możliwością ściągnięcia Sherlocka, bo takowa, ku euforycznemu zdziwieniu ShK, istnieje - na najbardziej znanym polskim portalu do ściągania różnych rzeczy ;)
A rozejrzeć się lub też poświęcić tę noc dla dwudziestu minut Sherlocka oczywiście warto i to nie tylko dlatego, że to jeden z nielicznych przykładów na nasz polski wkład w Dzieje Sherlockizmu. A nawet nie tylko po to, żeby przypomnieć sobie Sherlocka z dzieciństwa (Sherlockista na przykład tego Sherlocka prawie z dzieciństwa nie pamięta, do końca życia natomiast zapamięta, co poczuł, kiedy Christopher Plummer, Sherlock z bardzo szemranego Murder by Decree, rozgniótł swojemu Watsonowi, wspaniałemu Jamesowi Watsonowi ostatni groszek (scena wspomniana także w ostatnim epizodzie I hear of Sherlock everywhere!) oraz jak demonstrował z pomocą szalika, że jest uzbrojony). ShK przypomniał sobie na razie tylko pierwszy odcinek, ale jest przyjemnie wciągnięty. Historie nie są kanoniczne, co wzmogło jego zainteresowanie (i prawdopodobnie zostały jakoś zainspirowane serialem z lat 50 z Ronaldem Howardem, jednak to musi ShK jeszcze zbadać.) Holmes chodzi, niestety w płaszczyku i czapie, ale to wielu produkcjom trzeba wybaczyć. Poza tym jednak wszystko wydaje się na swoim miejscu. Jest ta gula w gardle, kiedy panowie widzą się po raz pierwszy i rozmawiają o ranie Watsona z Afganistanu - nawet jeśli nie ma, niestety oryginalnego dialogu a jest za to urocza aluzja do kanonicznych niejasności z lokalizacją owej rany. Wcześniej jeszcze pani Hudson, niczym kanoniczny Stamford, uprzedza Watsona, że Holmes to gość, który bije zwłoki w kostnicy... Są absolutnie brutalne, ale bardzo śmieszne kpiny z Lestrade'a. W ogóle - jak nie w polskim filmie! - bardzo dobre dialogi są ;) W czasie śledztwa Watson nie jest może tym inteligentnym i godnym zaufania kompanem, którym chcielibyśmy go widzieć, a raczej, bardziej tradycyjnie, tłem wydarzeń, jednak zobaczymy jeszcze jak się sytuacja rozwinie. Generalnie rzecz biorąc - zupełnie przyzwoity i bardzo sympatyczny Sherlock. W Warszawie!
Sherlockista wróci do tematu po obejrzeniu całości, do czego wszystkich zachęca.
P.S. Za wiadomość o polskim Sherlocku dzieciństwa ShK jeszcze raz serdecznie dziękuje jednemu z nieujawniających się w komentarzach Czytelników bloga, który może wkrótce napisze dla Sherlockianów tekst :)
14 komentarzy:
Świetnie! Wstanę mimo, że mam do szkoły. taaak, jestem chyba najmłodsza, ale z jakim entuzjazmem! :)
A ja chyba zaśpię do pracy, ale co tam! ;) To był mój pierwszy Sherlock na jakimkolwiek ekranie, dużym czy małym! Bardzo, bardzo lubiłam ten serial. Zawsze się zastanawiałam skąd u Holmesa-Geoffreya ta inklinacja do marmolady :)No i nie dość, że Warszawa, to jeszcze polscy aktorzy w epizodach ;)
@Iwona Przypomniałaś mi, jak kiedyś zawaliłam szkołę z powodu oglądania w godzinach 3.00-5.00 przepięknego skądinąd filmu o Wildzie z Mycroftem i Watsonem od Ritchiego w rolach głównych... :))) E, czasem warto. Chociaż, żeby się nie wykończyć przez te 24 odcinki można jednak ponagrywać albo ściągnąć z chomika ;)
Wstałam specjalnie o 4:30 , włączyłam telewizor a tu - nic .
Jawna dyskryminacja. Pewnie że warto, nie mam co do tego wątpliwości, ale czy wy mieliście problemy z obejrzeniem? Czy to tylko ze mnie taka agentka?
Absolutnie nic! Tylko biało-czarne paski upstrzone jednym różowym! Ale byłam zła...
Ja również! Miałam poświęcić nawet pierwszą lekcje by odespać ten mój niedoszły sen na jawie. .
@Iwona, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że to ja jednak jestem najmłodsza ;) ( co pewnie od razu widać w moich cudownie nieskładnie napisanych postach i zdaniach w których gramatyka kuleje... ). A o Holmesie w TV niestety dowiedziałam się za późno (czytaj: przed chwilą), chociaż niestety widzę, że mnie nic nie ominęło -_- A mój pierwszy Sherlock to był Bazyl z Baker Street. I pamiętam, że pradziadek który uwielbiał kryminały, w tym właśnie SH czasem opowiadał mi w przystępniejszej formie np. Psa Baskerville'ów.
A ja właśnie obejrzałam, bo jestem szczęśliwą posiadaczką telewizora z możliwością nagrywania programów. Wszystko jest ok i ogólnie rzecz ujmując spędziłam 20 minut na świetnej zabawie, a jak się skończyło byłam naprawdę zdziwiona, że to tak szybko. Po dialogach nigdy bym się nie zorientowała, że ten film ma cokolwiek wspólnego z Polską. I nawet beznadziejny lektor aż tak bardzo mi nie przeszkadzał.
Może troszkę nie na temat ale mam pytanie do redaktora/ki bloga :) wczoraj miałam (nie)przyjemnosc obejrzeć film "Prywatne życie Sherlocka Holmesa" na Zone Europa i chciałam się spytać jak sie zapatrujesz na ten film (ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam tam w roli Holmesa Roberta Stephensa, a Mycrofta Christophera Lee) Co sądzisz o tym filmie :)?
Rany, strasznie mi przykro, że wstawałyście na darmo. Polecam jednak nagrywanie albo chomika :)
A co do "Prywatnego życia..." tak w skrócie, to mam takie ciepłe i smutne uczucie, jak o nim myślę. Stephens był wspaniały. Z Watsonem już ciut gorzej... Poza tym, film bardzo, ale to bardzo ucierpiał na montażu, no ale te karły po funcie od głowy... :) Zresztą nie będę się znowu sentymentalnie rozwodzić,l bo sporo pisałam kiedyś w tym blogu tu http://sherlockista.blogspot.com/2010/05/sherlock-intymnie-plosh.html i kiedy wspominam o tym filmie używam zwykle etykiety Robert Stephens i PLOSH (jak Private Life of Sherlock Holmes). Wilder był na dobrym tropie, może niepotrzebnie poszedł w taki naiwny dość romans. Za to muzykę dobrał tak, że genialniej się nie dało.
Jej jaka szybka odpowiedź! Widzę, ze podobnie zapatrujemy się na Watsona, a wątek tej niemieckiej agentki uważam za lekko niedorzeczny (mam na myśli to jej machanie parasolką w każdej możliwej okolicznosci) no i ci 'mnisi' :D dzięki za link, najwyraźniej podczas przegladania przeoczyłam ten wpis, teraz chętnie poczytam. Nie skojarzyłam PLOSH, to skrót od nazwy filmu, wybacz.
Twoja wierna czytelniczka!
Sherlocku, bo się focham - a kto pokazał na chomiku tego Whiteheada że jest? :P Nie trzeba TV. Ha! Z tego co pamiętam to kanoniczne są raptem dwie historie (a i to nie do końca), ale za to są doskonałe "wariacje na temat".
I normalnie foch z przytupem (i melodyjką).
A peesów to się nie czyta, co, tylko zaraz fochy? :) Nawet zaanonsowałam Twoje nadejście w treść bloga :)
O, faktycznie... To ja już niedowidzę, sama rozumiesz - lata lecą, ostatnia prosta... :P
Grę z Sh/W właśnie nabywam, "Przebudzenie" - podobno mimo tego że to miks HPL i ACD, daje radę dialogami itp., więc jak tylko ją przemielę, to Ci podeślę tekściora. ;)
Prześlij komentarz