Od początku mówiłam, że zamiast lękać się o plagiat, należy raczej bać się tego, na jakież to oryginalne pomysły wpadną autorzy amerykańskiego "Elementary". Które, przypomnijmy, ma być serialem o współczesnym Sherlocku w Nowym Jorku.
Współczesny Sherlock (Jonny Lee Miller, o czym pisałam tu), jak wynika z plotek, jest świeżo wypuszczony z odwyku i zostaje przygarnięty w charakterze współlokatora przez Joan Watson, która ma być tą trzeźwą w towarzystwie.
W roli Joan - Lucy Liu, którą pamiętamy, oczywiście, jako wredną prawniczkę z Ally McBeal.
Pani Watson była lekarzem zatrudnionym przez nowojorską policję, ale została zwolniona i pozbawiona licencji po tajemniczej śmierci pacjenta.
Pilota pisze Rob Doherty, a kręci Michael Cuesta.
Trudno powiedzieć, co było głównym powodem decyzji scenarzystów. Czy ślepa obawa, żeby jednak nie było za podobne do BBC - a jak można brutalniej zmienić serial o Sherlocku niż robiąc z Watsona kobietę? Czy jakaś wyjątkowo idiotycznie pojęta odmiana politycznej poprawności - albo przeciwnie, chęć uniknięcia odwiecznego problemu z Holmesem pod tytułem: "czy oni byli gejami"? Czy może była to po prostu równie ślepa i banalna żądza damsko-męskiego romansu albo, jeszcze lepiej, nieskonsumowanego napięcia (w komentarzach pod niusem na facebookowej stronie Sherlockianów natychmiast pojawił się Castle i nie tylko)? A może wreszcie zawiniła taka zwykła konsternacja, która wydaje się towarzyszyć większości twórców zwłaszcza amerykańskich wersji Holmesa: "ale zaraz, ale jak to, ale to on serio nie miał żadnej baby????!!!"
Być może Amerykanie fizycznie nie potrafią zrobić serialu, w którym na pierwszym planie nie będzie hetero-pary albo chociaż potencjalnej pary. Być może nie przełknęliby serialu o kimś, kto zupełnie poważnie poślubił pracę i nie zajmował się romansami. Tylko że w takim razie mogli byli się nie zabierać akurat za Sherlocka.
Osobiście wolałabym już, żeby zdecydowali się iść na całość i przemienić w kobietę również samego Holmesa. Nie sądzę, żeby ryzyko to było opłacalne i nie wiem, po co właściwie byłoby dawać jakiejś parze złożonej z genialnej pani detektyw i wojskowej lekarki na nazwiska Holmes i Watson, ale przynajmniej coś z homoerotycznego ducha oryginału zostałoby zachowane. Sherlock-kobieta-logik, zakochana w swojej pracy detektyw, wyrzekająca na facetów, którzy wiecznie kierują się idiotycznymi, prymitywnymi instynktami, skłonna otworzyć się odrobinę tylko przed godną zaufania kobietą-Watson, chociaż Watson z kolei pragnie stabilizacji, rodziny i macierzyństwa... To mogłoby być w ogóle samo w sobie ciekawe.
Wprawdzie nie mogę się pozbyć super-naiwnej nadziei, że "Elementary" nie skończy się tak banalnie jak się zapowiada, ale rozum podpowiada, że po prostu nie ma takiej wersji tej opowieści, w której będzie to dobry Holmes.
Choćby Liu zagrała postać równie wiedźmowatą, niezależną i niestereotypową jak w Ally, to obawiam się, że scenarzyści nie okiełznają pokusy wprowadzenia straszliwie już ogranego i sztampowego klimatu typu "między ustami a brzegiem pucharu" oraz "Watson wpatruje się w tył głowy Holmesa, co on widzi w wypolerowanym imbryku, ale nic nie mówi, by nie przerywać tej romantycznej chwili - a zaraz po tym jak gdyby nigdy nic powracają do materiałów ze sprawy".
I jeszcze jedna kwestia, którą dzięki "Elementary" poruszę na Sherlockianach po raz pierwszy, chociaż jest mi bliska od dawna. Co oni wszyscy z tymi narkotykami? Tak, jasne, rozumiem, siedmioprocentowy roztwór kokainy, pamiętam te cytaty. Ale wydaje mi się, że nacisk, jaki kładzie się na ten wątek we WSZYSTKICH dwudziestowiecznych ekranizacjach Holmesa jest zupełnie niezdrowy. Dla nas narkotyki to sensacja, wielka sprawa, wielka debata, niebezpieczeństwo, filmy uświadamiające, straszliwe obrazy, głośne historie o gwiazdach i politykach, histeryczne apele o chronienie dzieci, media nagłaśniające każde wspomnienie o tym, że ktoś kiedyś widział kogoś, kto podobno raz zapalił marihuanę. My mamy na punkcie narkotyków - tak jak i zresztą na punkcie papierosów - trochę niezdrową obsesję. W czasie pierwszej internetowej Great Sherlock Holmes Debate jedno z pytań powszechnie uznanych za interesujące i ważne brzmiało mniej więcej: "Jak w ogóle poradzić sobie z tym śliskim tematem?" Jak można pokazać Holmesa, który jest idolem dla dzieci, ze strzykawką? Jeremy Brett z takich właśnie dydaktycznych powodów specjalnie zadbał o to, by w odcinku DEVI była scena, w której zakopuje swoją strzykawkę na plaży.
Tymczasem, chociaż Watson oczywiście martwi się o szkody na zdrowiu Holmesa i o jego uzależnienie, to sam fakt, że Holmes od czasu do czasu coś bierze, nie rodził jednak aż takiej sensacji. W tamtym świecie niektórzy staczali się i marnowali życie w "opium dens" (jak nieszczęśnik w TWIS), ale dopóki dżentelmen zażywał sobie różne substancje z nudów, w zaciszu domowego ogniska, to nie trzeba było o tym mówić z aż taką pruderią. Oczywiście nie zmierzam do tego, żeby swobodnie pokazywać dzieciom ućpanego Sherlocka jako wzór do naśladowania (chociaż pruderii wszelkiego rodzaju, jak już kiedyś pisałam, nie znoszę). Zmierzam do tego, że jeśli ktoś zaczyna tworzenie tej postaci od zaznaczenia, że wraca z odwyku, to zaczyna po prostu źle. Co by o Holmesie nie powiedzieć, branie kokainy lub morfiny ani go nie definiowało ani nigdy nie odegrało w jego życiu w ogóle żadnej istotnej roli. Każdy oczywiście ma prawo wydobyć z Sherlocka coś innego, inaczej rozłożyć akcenty, podkreślić, jak w BBC, raczej logikę i nieludzki chłód niż skłonność do melancholii jak w Granadzie, ale to wydaje mi się po prostu fałszywe. I jest niewątpliwie odpryskiem naszej współczesnej obsesji. Gdyby była ona nastawiona bardziej na alkohol, to pewnie dawno mielibyśmy Holmesa i Watsona z ich bezustannym popijaniem i częstowaniem wszystkich brandy (nawet po omdleniu, co podobno jest idiotyzmem!) w charakterze żałosnych, współuzależnionych pijaczków. Czekam tylko na ekranizację, w której dodatkowo Sherlock bardzo dydaktycznie i poglądowo zejdzie na raka płuc.
Ostatnie zdanie celowo jest na tyle złożone składniowo, żeby nie mogło po przejściu przez google translator niechcący zainspirować autorów Elementary... Bo naprawdę trudno powiedzieć, co im jeszcze przyjdzie do głowy.
7 komentarzy:
Zwierz zgadza się że robienie z narkotyków wielkiej sprawy to zupełne niezrozumienie ich charakteru w powieściach Doyla - ale jak dziś słyszy się kokaina to od razu pojawia się słowo skandal - Sherlock filmowy podchodzi do tego dość swobodnie coś o płynie do operacji oczu wspominając, ale nie drążąc. Podoba mi się też ta krótka scena w Sherlocku BBC - w której nikt nic nie tłumaczy ale wiemy że narkotyki były. I tyle. Wydaje mi się, że największy problem to kompletnie nie porozumienie w sprawie roli opium w XIX wieku. No ale tu nic nie poradzimy. Zaś jak już zwierz pisał Elementary właśnie zrobiło samo sobie sporą krzywdę/
Oj tam. Fajny pomysł. I nikt przynajmniej nie powie że to "plagiat". Ten serial. Dużo mieszają a może im się uda.
D.Max ja ich nie skreślam, ja nawet trzeciego Ritchiego z góry nie skreślam ;), ale myślę, że taką decyzją sobie tylko sprawy utrudniają. To, żeby serial nie był plagiatem innego to inna sprawa, ale osiągnięcie tego celu za wszelką cenę może nie wystarczyć. "Perfekcyjny pan domu" też nie byłby plagiatem BBC. To musi się jeszcze czymś wyróżniać, żeby w ogóle przetrwać na rynku. CSI-ów wszelkiej maści jest od cholery i ciut ciut, nawet jeden mocno uwspółcześniony, bardzo pozmieniay i amerykański Holmes już jest i nazywa się House. Postaci Holmesa i Watsona są tak świetne i nieśmiertelne, że po prostu dają radę i w XXI wieku wciąż biją inne na głowę, jak widać po BBC (a nawet po Ritchiem), ale to jest właśnie ten potencjalny atut Elementary - jeśli twórcy zaingerują w nie zbyt mocno, to po prostu się go pozbędą, zostaną z kichą i sztampą, której nikt nie będzie chciał po raz 100 oglądać.
Racja :) Masz w 100% rację! Ale ja to generalnie się cieszę tym wszystkim :D to jak usłyszałem o tym że nowy Sherlock BBC będzie w XXI wieku to pomyślałem: oby więcej takich projektów! Była masa Holmesów w XIX wieku może być i masa uwspółcześnionych. I wszystko jeśli będzie dobrze wykonane i nie splami kanonu to fani mogą być tylko coraz bardziej happy :D
Szczerze mówiąc dużo bardziej niż cała sprawa narkotyków niepokoi mnie pomysł z Joan Watson. Luźna adaptacja luźną adaptacją, ale pewnych rzeczy się nie rusza...
To częsty zabieg że tworząc coś na bazie książki zmienia się płeć bohatera... można się było spodziewać że kiedyś zastosują takie coś i tu
Nie wiem, czy można było się tego spodziewać, wiem, że mną to aż zatrzęsło. "Watson & Holmes to duet ponadczasowy, wzorzec dla wielu innych duetów (exempli gratia dr. Wilson & dr. House) i zbrodnią jest tworzenie znienacka "Joan Watson".
Prześlij komentarz