... ale przegapił wczorajsze 151 urodziny sir Arthura Conan Doyle'a!
22 maja 1859 roku przyszedł na świat w Edynburgu Brytyjczyk o irlandzkich korzeniach, który, um, jak to dyplomatycznie ująć ;)... miał wiele wspólnego z opowiadaniami Watsona. Ci z Czytelników, którzy wierzą, że był tylko jego agentem literackim, ci, którzy wierzą, że sam to wszystko napisał, ci, którzy nienawidzą go, za niechęć, z którą przywrócił Holmesa życiu po zabiciu go w odmętach wodospadu Reichenbach, ci, którzy kochają go za wszystkie te chwile, które dzięki niemu spędzili w fotelach z książką czy przed ekranem, a nawet przed głośnikiem radia, wszystkim wypadało szarpnąć się wczoraj chociaż na torcik wedlowski.
Sir Arthur ani nie przewidział ani nigdy nie chciał, żeby jego historie komercyjne przyćmiły powieści historyczne, przeraziłby się pewnie sławą, jaką się okrył i popularnością swojego bohatera, która jeszcze za jego życia zaczynała być ogromna (Doyle umarł w roku 1930, już wkrótce, 7 czerwca będziemy obchodzić smutną rocznicę), Holmes pojawiał się w teatrze i w pierwszych filmach z Ellie Norwoodem (1912!) i Arhturem Wontnerem (i jeszcze paroma innymi aktorami). Co się działo w wieku XX - i co nas czeka w XXI - o tym Sherlockista pisze tego bloga, chociaż same książki na temat fenomenu Holmesa i historii jego kolejnych wcieleń we wszlekich możliwych mediach, a także dociekań naukowych i życia Holmeoswej spoleczności mogłyby wypełnić bibliotekę.
Niech żyje dziecko sir Arthura! Dwieście lat (na początek :) ).
P.S. A Sherlockista zamierza wprowadzić kroki, by podobnych zaniedbań nigdy się nie dopuścić - oraz w przyszłości poświęcić ACD nieco więcej uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz