czwartek, 29 września 2011

Dla odmiany o książkach. Plus szatan!

Sherlockista zorientował się ostatnio, że zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, podporządkował swój blog prawom wszechwładnej kultury obrazkowej i pisze jednak najczęściej o ekranizacjach, filmach, serialach, aktorach, zdjęciach i planach. Dysproporcja ta prawdopodobnie nie da się usunąć (bo po prostu na ekranach pojawiają się ostatnio znacznie lepsze sherlockistyczne rzeczy niż na papierze), ale ilekroć da się powiedzieć coś ciekawego o najbardziej tradycyjnym z holmesologicznych mediów (nie licząc może czasopism z powieściami w odcinkach ;)), to niewątpliwie warto to zrobić.
W tym tygodniu na przykład świat Sherlockistów obiegła ekscytująca wiadomość, że zgodnie z (wspominanymi tu niegdyś) zapowiedziami, British Library opublikowało kupioną za ciężkie pieniądze, "zaginioną" pierwszą powieść ACD, "The Narrative of John Smith". "Zaginioną" ujął Sherlockista w cudzysłów, ponieważ o ile pierwsza próba powieściowa Arthurowi faktycznie była się zapodziała, o tyle odtworzył ją potem z pamięci. I zadbał o to, by zaginęłą po raz drugi, tym razem na dłużej, bo na samą myśl o publikacji dzieła palił się ze wstydu... Dla literaturoznawców jednak zachowana w czarnych notesach Doyle'a i niedawno wywleczona na światło dzienne z pomroków dziejów opowieść Smitha to nieoceniony materiał badawczy. Ponoć jest to narracja mizogina i samotnika, w którym można rozpoznać pewne Holmesowe rysy, a także ślad klimatu fajek i dorożek, ale Sherlockista słyszał też bardziej złośliwe komentarze, także i takie, że ta pierwsza powieść Arthura pomaga nam zrozumieć, czemu karierę zrobił głównie jako autor opowiadań. Ponoć jedną z - drobnych rzecz jasna, ale mimo to jakoś tam zauważalnych - wad dzieła jest brak fabuły...
Wygląda tak:

Kupić można m. in. tu, a jeśli ktoś chce zniżkę, to niech napisze do Sherlockisty (ShK dostał w którymś swoim newsletterze kod promocyjny dla takich freaków jak my:).
---
Drugą pozycję prezentuje Sherlockista, bo nie może wprost oprzeć się pokusie, by ulec panującej ostatnio modzie na okultystów, satanistów i mrok. Wielbiciele tematyki odnajdą łakomy kąsek w nowym, szatańskim apokryfie autorstwa Guya Adamsa ("The Breath of God"). Holmes musi się w nim zmierzyć z tak potężnymi siłami ciemności, że do pomocy zaprzęga demonologów, medium a także samego Aleistera Crowleya, słynnego okultystę z przełomu wieków (konkretnie z końca 19 i pierwszej połowy 20), przy którym taki nasz Nergal to niewinne naiwne kocię i nieszkodliwy awanturnik.
Kto ma ochotę zakosztować smaku tego dzieła (Sherlockista chyba nie ma na to nerwów, za bardzo go wkurzają takie mhrrroczne bzdety), ten może przeczytać fragment tu
Okładka jest paskudna:


...ale za to mamy dobry pretekst, by spojrzeć w trącone nieco obłędem oczy Crowleya:

Gdyby ktoś z Czytelników wystraszył się na serio, na odtrutkę polecam jedną z licznych stron opisujących sławne ofiary "satanizmu", zwłaszcza zaś filozofii Crowleya (która w rzeczywistości nie ma wiele wspólnego z satanizmem rozumianym jako wycie, że Szatan jest naszym panem) - ale osoby o naprawdę słabym sercu Sherlockista ostrzega, że tam z kolei można zobaczyć Jimmy'ego Page'a postawionego obok Lindsay Lohan...

1 komentarz:

Justeene pisze...

Sherlock Holmes to chyba jeszcze tylko u muminków nie był :D

Holmes i siły ciemności może o nawet byłyby dla mnie do przeczytania, wszakże wytrzymałam "The Tangled Skein" Davida Stuarta Daviesa, gdzie nasz detektyw mierzy się z Drakulą...