piątek, 23 września 2011

Sherlock BBC przenosi się do Polski a w Ameryce robią nowego i inne historie...

... Sherlockista właśnie wrócił z ostatniej już długiej podróży tych wakacji i tym razem ma za swoje. Przegapił całkiem sporo mniejszych i większych wydarzeń naszego holmesologicznego świata, w tym jedno takie, że ma ogromne wyrzuty sumienia (rocznica śmierci Jeremy'ego Bretta - 12 września) i jedno takie, że może wolałby dowiedzieć się o tym jeszcze później (CBS... ale to będzie za chwilę).
Rocznicę wspaniale uczciła za to pewna włoska zamożna fanka wielkiego i zarazem kochanego Jeremy'ego, fundując stypendium jego imienia, dla studentów londyńskiej szkoły aktorskiej (Central School of Speech and Drama), w której kwalifikacje zdobywał sam Brett (ur. Huggins). O Brettcie, najulubieńszym swoim i najdroższym Sherlocku pisuje ShK dużo i czule, więc może się ostatecznie czuć usprawiedliwiony.

Zdąży też jeszcze przypomnieć wszystkim sto razy - i podręczyć Czytelników, by oni też wszystkim bliskim swoim Sherlockiem zainteresowanym przypominali - że od 2 października polskie BBC Entertainment będzie nam pokazywało genialnego BBC-Sherlocka Moffata i Gatissa. Rozgłaszajcie tę wieść, zachęcajcie znajomych, niech wszyscy się przekonają, jak wspaniale odnajduje się symbol ery dorożek i gazowych latarni w Londynie, w którym nikogo już nie stać na palenie fajki. Propagujcie Sherlocka BBC tym bardziej, że nadchodzą tak zwane ciekawe czasy - i Sherlockista mówi to dokładnie takim samym tonem, jakiego użyłby w tej sytuacji Pratchettowski Rincewind...

Ciekawe czasy zamierza zafundować nam amerykańska telewizja CBS, która postanowiła przyrządzić nowego Sherlocka Holmesa w wersji uwspółcześnionej. Czyli zrobić Moffata po swojemu. Będą to pichcić Sarah Timberman i Carl Beverly (jeśli ktoś z Czytelników zna np. "A Gifted Man", to ShK serdecznie prosi o komentarz w sprawie talentów twórców). Właściwie niewiele jeszcze na ten temat wiadomo, tyle tylko, że prawa kupione i scenariusz zamówiony (u Roba Doherty'ego), ale Sherlockista nie jest przekonany do tego pomysłu. Wszyscy komentatorzy podkreślają, że nie ma szczególnego sensu robić kolejnego uwspółcześnionego Sherlocka, bo i tak nie będzie lepszy niż Moffat (Moffat, nawiasem mówiąc, zgarnął kolejne nagrody, tym razem na TV Choice Awards; żeby było śmieszniej, wygrał zarówno kategorię "New Drama" - Sherlockiem, jak i "Family Drama" - Drem Who). Naturalnie trzeba zrozumieć, że Amerykanie mają po prostu taką potrzebę, żeby wszystkie fajne rzeczy z Europy przerabiać na "po swojemu" (patrz: casus "Millenium"), ale Sherlockista przypomina sobie dokładnie jeden taki przypadek, gdy zrobili to lepiej. Ktokolwiek widział "Queer as Folk" w wersji brytyjskiej i w wersji amerykańskiej, ten może potwierdzić. Ktokolwiek je widział, wie też, że w punkcie startowym Amerykanie po prostu przepisali żywcem znaczne partie scenariusza i potem dopiero historia rozkwitła im pod palcami (także dzięki absolutnie fantastycznie dobranym aktorom). Podsumowując: nie wiadomo, czy wyjdzie z tego coś dobrego. Wprawdzie amerykański odłam fandomu Sherlocka jest najpotężniejszy na świecie, ale... nie wiemy, na ile CBS postanowi w ogóle liczyć się z tym faktem.

Na koniec tego pełnego niepokoju wpisu jeszcze jedna smutna informacja, którą Sherlockista zamierzał podzielić się już dawno. Nasz ulubieniec Benedykt Cumberbatch w programie Jonathana Rossa stwierdził, że chociaż jego stary kumpel David Tennant namawiał go do ubiegania się o rolę Doktora, to jednak on sam zupełnie nie ma takiego zamiaru. Sherlockista bardzo uważnie poszukiwał wśród różnych doniesień na ten temat jakiegokolwiek cytatu, który mógłby Benia usprawiedliwić, ale niestety wszystkie mówią to samo: popularność wśród młodzieży, fandom piszczących nastolatków, którzy marzą o kupowaniu pudełek na kanapki z wizerunkiem każdego nowego Doktora to coś, czym nasz Sherlock gardzi. Może to taki arystokratyczny rys, który łączy Cumberbatcha z Holmesem, ale Sherlockista naprawdę potrzebowałby bardziej przekonujących argumentów, by zrozumieć, dlaczego ktoś nie chce zagrać jednej z najbardziej legendarnych ról w historii telewizji. W dodatku, gdy ten ktoś nie musiałby się nawet obawiać, że zostanie zaszufladkowany - bo Benedykt po kolejnej serii i tak już zawsze bardziej szufladkowany będzie jako ikona wszechczasów, Holmes.

A Sherlockista, tak osobiście, to i tak najchętniej strzeliłby sobie lunchbox z uśmiechniętym, młodym, preSherlockowym Jeremym:
(zdjęcie ukradł z bardzo wspaniałej strony JeremyBrett.info - która zaprowadziła go także do niezwykle sentymentalnego, ale dla wielbicieli niezastąpionego kanału youtubowego)

2 komentarze:

Daga pisze...

Jeśli chodzi o tą całą hecę z "zamerykańszczonym" Sherlockiem, to nawet się nie odzywam. Nie mówię, że tego nie widzę. Grzesznie liczę po cichu, że ten projekt padnie. Naprawdę.

A Beniowi to się jeszcze odwidzi. Zobaczyta. Swoją drogą jeśli chodzi o lunchboxy, to ja bym chciała koszulkę z kochanym JB. I naprawdę, kiedyś sobie zaprojektuję i zrobię.
(O tym stypendium nawet nie mówię, bo wiadomo, że piękne przedsięwzięcie. Aż chciałoby się rzec, że charakter Bretta spłynął na jego fanów na wieki wieków amen ;))
Pozdro.

P.S. jeremybrett.info rządzi. Wszelakie Brettowe dobro spłynęło do mnie właśnie stamtąd ;)

Holmes Brett Fan pisze...

Jeśli chodzi o koszulki to ja bym była pierwszą osobą, która by je kupowała hurtowo :)

Nie obczajam dlaczego nie ma jeszcze koszulek z JB, ja bym zrobiła całą kolekcje xD