niedziela, 25 grudnia 2011

Opowieść wigilijna z Doktorem, Sherlockiem, Szafą, Moffem, a za to, o dziwo, bez błękitnych diamentów - chociaż tak do końca też się nie dało...

W tym roku wyjątkowo nie trzeba odwoływać się do nieśmiertelnego Holmesowego gwiazdkowego przeboju, czyli BLUE (co nie oznacza, że Sherlockista serdecznie nie zachęca do odświeżenia sobie Granadowej wersji z charakterystycznymi stylizacjami kolęd i niezapomnianą sekwencją na początku - nieprzytomny Jeremy kontra pani Hudson i Peterson to coś, co po prostu trzeba zobaczyć w Święta).
Nie trzeba nawet odgrzewać wspaniałego wiersza Scotta Monty'ego - Twas two days after Christmas, który jest bardzo wdzięczną rymowanką na temat BLUE właśnie (wierni czytelnicy Sherlockianów może pamiętają, że pojawił się, niekonwencjonalnie, z okazji zeszłorocznej Wielkiej Nocy :) )
Najlepszą sherlockistyczną opowieść wigilijną napisał dla nas w tym roku nieoceniony Mistrz Moffat, scenarzysta cuda z BBC, na które tak czekamy, a także ostatnich serii Doktora Who - a z Whovistami Sherlockiana utrzymują niezwykle serdeczne stosunki, choćby dlatego, że wielu i wiele z nas należy do obu tych potężnych fandomów.
W wywiadzie dla Radio Times zdradził, że tegoroczny Christmas Special, czyli dodatkowy, świąteczny i dłuższy odcinek Doktora, inspirowany tym razem Narnią, został ocalony nie przez kogo innego, jak przez BBC-Sherlocka.
Otóż zdarzyło się Moffatowi, że w czasie pisania scenariusza do owego Speciala, doznał zastoju twórczego. Wyobraźcie sobie: terminy gonią, trzeba wysmażyć bożonarodzeniowego, białego Who, pełnego światełek, cynamonów i choinek, a tu brytyjskie lato w pełni, a Moff umiera na katar. Atmosfery nie ma żadnej. Weny zero. Wizja Doktora w kominie uleciała z grypą. Skąd wziąć świąteczną zimę i pierniczki?
Sherlock Holmes nie byłby wysoko na liście osób, do których zwrócilibyście się po pomoc, prawda? Już pewnie lepiej byłoby pójść w banał i przeczytać znowu (skądinąd bardzo szczerze przez Sherlockistę kochaną) Opowieść Wigilijną Dickensa: tam aspołeczny bohater, który święta kwituje lodowatym "humbug" przynajmniej na końcu się zmienia...
Jakim cudem to Sherlock właśnie, i to jeszcze w chłodnej, współczesnej i chirurgicznie pozbawionej sentymentów wersji Cumberbatcha ocalił w tym roku świąteczną wenę Moffa?
To proste. Sherlockista widzi to tak wyraźnie, jak gdyby tam był. Wyobraźcie sobie: stajecie na Baker Street. Albo, jeszcze lepiej: na ulicy, która tylko Baker Street udaje. Ale przecież wystarczy tylko zawiesić w Londynie jedną tabliczkę, żeby nasza wyobraźnia zaczęła pracować. Świat Conan Doyle'a jest tak żywy w naszych umysłach, tak fantastycznie i szczegółowo wyrysowany słowami, że życie to udzieliłoby się nawet rekwizytom z ciastoliny.
Stajecie na Baker Street zrobionym z ulicy i z wyobraźni, u Waszego boku Mycroft, Mark Gatiss. Jeszcze przed chwilą było gorąco, ale nagle zaczynacie trząść się z zimna. Zaczął padać śnieg. Właściwie: białe oszustwo, ale oszustwo, w które chcecie uwierzyć. Śnieg na Baker Street, pod domem Sherlocka. Nic dziwnego, przecież jest Boże Narodzenie. Nie może być świąteczniej niż tu. Nikt nie wygląda bardziej gwiazdkowo niż ten niesamowity, nowy Holmes, w śniegu, z marsową, wybitnie niemikołajową miną.
Moff twierdzi, że to zadziałała "magia telewizji". Sherlockista wie swoje. Tu nie ma żadnej magii. To jest wszystko prawda!

(zdjęcia pochodzą oczywiście z BLUE z Brettem i Burke'iem, a tę wersję z podpisami znalazł ShK na tumblerze o niezwykle wręcz wdzięcznym tytule fuckyeahgranadaholmes.tumblr.com :))

Wszystkim Czytelnikom Sherlockianów życzy ShK udanego spotkania z najprawdziwszym Holmesem już niedługo. I drugiego: ze świątecznym Doktorem (kto jeszcze nie jest Whovistą, ten wciąż może podjąć naprawdę fajne postanowienie noworoczne -  jest znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze w realizacji niż jedzenie marchewek, brzuszki czy inne okropieństwa ;).

1 komentarz:

CheshireCatto pisze...

CheshireCatto również życzy wszystkim wesołych Świąt ^^ I niech nasz sherlockistyczny fandom się rozwija~