Sherlocksita serdecznie zachęca, żeby kupić dziś Wyborczą, w której znajdziemy
- długą recenzję sequela Ritchiego, Game of Shadows (o dziwo, bardzo entuzjastyczną!)
(i w Dużym Formacie)
- długi artykuł o Downeyu
- przeglądowy artykuł o Holmesie w kinie z bardzo ładnymi i ciekawie dobranymi zdjęciami (ShK wzruszył się faktem, że Nicholas Rowe z Młodego Sherlocka i Piramidy także znalazł tam swoje miejsce :)
To raz.
Sam Sherlockista zrecenzuje Game of Shadows prawdopodobonie w sobotę, bo z przyczyn technicznych (boi się iść na to sam, a wsparcie moralne uzyska dopiero za 24 h) obejrzy go dopiero jutro. Stay tuned!
To dwa.
Moffat sam musiał się zmierzyć z częścią oskarżeń, które i Wy wobec niego wysunęliście - kto nie widział, niech koniecznie zajrzy do bardzo ciekawej dyskusji pod recenzją "Scandal in Belgravia". Czytelnicy zarzucają twórcom m. in., że:
uwaga SPOILERY!
Irene przegrywa, chociaż według Kanonu nie powinna, co gorsza: (jak wszystkie silne kobiety Moffata) przegrywa, bo ulega uczuciu, zadaje się z tą szumowiną, Jimem, jest mniej pozytywną postacią i zachowuje się chyba jednak zbyt, bo ja wiem, wulgarnie? (z tym ostatnim zarzutem ShK się akurat zgadza, przed pozostałymi raczej Moffa broni).
koniec SPOILERÓW!
Okazuje się, że i sam Moffat musiał zmierzyć się z podobną krytyką w tej sprawie. Na konferencji przy okazji pokazu kolejnego odcinka, "Psa..." (czy raczej: "Psów..."!), dziennikarze zarzucili mu, że jest seksistą i mizoginistą (!) i że jeśli w roku 2012 bohaterka jest w gorszej sytuacji niż w roku 1891 to znaczy, że coś jest nie tak (co do tego zarzutu, to Sherlockista nie zgadza się akurat tak zdecydowanie, że nawet nie uważa tego za spoiler: to po prostu jawny fałsz!).
Moff zareagował furią na oskarżenia pod własnym adresem i bronił również Sherlocka, chociaż nienajmądrzej. Powiedział, między innymi, że w Kanonie Holmes nie może znieść, gdy kobiety są krzywdzone i budzi to w nim oburzenie. To prawda, ale ShK osobiście bardzo nie lubi, gdy jacyś współcześni samozwańczy rycerze nieproszeni rzucają się, by go bronić (jako tej słabej niewinnej białogłowy w opresji)* i uważa to właśnie raczej za seksizm i objaw miłości do własnego, męskiego ego niż za cokolwiek innego. Ta więc akurat cecha spokojnie mogłaby w uwspółcześnionej ekranizacji ulecieć w kosmos.
uwaga, malutki SPOILER
Nie oznacza to, że ShK ma cokolwiek przeciwko scenom z panią Hudson, w której reakcja Holmesa jest ze wszech miar uzasadniona: brutale z Ameryki dopuścili się ataku na osobę ewidentnie starszą i słabszą, a przy tym Sherlockowi bliską.
koniec malutkiego SPOILERA
Więcej (spoilerowatych) szczegółów tu. Na tej samej konferencji po raz kolejny ciekawymi wypowiedziami popisał się Benedict, który trafnie zauważył, że chociaż Holmes dysponuje pewnymi supermocami, to jednak nie jest to nic takiego, co wymaga zostania bohaterem komiksu i noszenia majtek po zewnętrznej stronie spodni. Zazdrości swojemu bohaterowi umiejętności i to właśnie dlatego, że są one - co najmniej w pewnym stopniu - osiągalne dla każdego, kto zechce włożyć w trening odpowiednio wiele pracy. Cumberbatch powinien zacząć uważać. Kto zbyt mocno wchodzi w rolę Sherlocka, ten na ogół przypłaca to rozstrojem nerwowym (patrz: Stephens, patrz: Brett...)... Z drugiej strony, to właśnie tacy aktorzy ofiarowują nam te najgenialniejsze momenty holmesizmu ;)
To było długie trzy.
A na koniec, no co? Oczywiście trailer do "Hounds of Baskerville", które BBC emituje już w niedzielę!
Sherlockista przypomina tylko, że ten odcinek pisał Gatiss, że będzie to horror i że z pierwszych przecieków wynika, że różni się on mocno od SCAN, choć na pewno nie poziomem :)
A teraz do wszystkich whovistów przed monitorami: I rrraaaz, dwaaaa, trzyyyy...
Allons-y Alonso!!!**
---
*Pod żadnym pozorem nie należy mylić takich sytuacji z normalną pomocą od bliskich i znajomych płci męskiej (czy dowolnej).
** Inside joke: Henry'ego gra Russell Tovey, aktor, który wystąpił niegdyś w świątecznym Doktorze Who jako Midshipman Alonso Frame właśnie. Wówczas Doktor był jeszcze w swoim niezapomnianym i przez wielu ukochanym Dziesiątym wcieleniu i grał go najcudowniejszy pod słońcem David Tennant. Ten Dziesiąty Doktor lubił bardzo francuski zwrot "Allons-y!" (wym. w przybliżeniu "aląz-i", a znaczący tyle, co "chodźmy!" czy "ruszajmy!") i wyznał kiedyś, że marzy o tym, by chociaż raz w życiu wykrzyknąć "Allons-y, Alonso!". Wyobraźmy sobie radość - Doktora i milionów telewidzów - gdy przyszło Dziesiątemu zawołać tak do Midshipmana Frame'a :)
6 komentarzy:
Zaraz po przeczytaniu tego postu poleciałam do kiosku po wyborczą. I w niektórych przypadkach gazeta owa popełnia katastrofalne błędy! Czytając o Brett'cie popełnili takie błędy, że ja [jako wierny obrońca imienia Bretta] im tego nie zapomnę. Np.pomylili datę urodzin (1936!) i datę śmierci (grudzień!!!)
Rozpisałam się ale muszę chodź niektórych poinformować o tym.
Dziękuję! Zwłaszcza za poprawki w kwestii Bretta.
Oczywiście prawidłowe daty to 3 listopada 1933 i 12 września 1995. Napisałam szybko notkę zanim przeczytałam te teksty, żeby chętni zdążyli jeszcze do kiosków. Obiecuję, że jeśli wychwycę jakieś wtopy, to o tym napiszę i wszystkich zachęcam. A poza tym najserdeczniej witam taki piękny nick ;) Sherlockiana są dla wszystkich fanów Holmesa, ale, co tu dużo ukrywać, Brettciści mają tu pewnie najlepiej ;)
O, pod zdjęciem pojawia się niejaki Robert Stevens... (chociaż w notce biograficznej jest już dobrze).
Ja tak samo, jutro Sherlock Ritchiego. Trzeba się przygotować psychicznie... Im nas więcej, tym bezpieczniej;)
Jejku, ludzie po latach, and I mean it - LATACH dostali takiego Holmesa, że włosy na jajkach siwieją i jeszcze marudzą. ;/
Jestem na świeżo po 1. epizodzie i jedyny zarzut jaki mógłbym wystosować do Irene Adler, to taki że jak była umalowana i "we fryzurze", postarzono ją o jakieś 20-30 lat. :P
Poza tym, tak jak pisałem na fejsie, facet w fartuchu laboranta wpadł na zebranie rady nadzorczej BBC i wrzasnął:
PANOWIE, SUKCES! Po tylu latach wreszcie udało nam się wyhodować drugiego Bretta. :P
Prześlij komentarz