czwartek, 6 grudnia 2012

ShKA - 6 grudnia, F jak FAIL


On the contrary, Watson, you can see everything, but you Fail to reason from what you see.
(BLUE)

I kto to mówi...

Szczególnie złośliwe osoby pewnie zauważą, że FAIL (por. pol. FTOPA ;) ) to taka naturalna kontynuacja wątku z poprzedniej notki.
Dziś jednak zajmiemy się samym naszym wielkim panem detektywem. To się wszystko świetnie czyta, ale czy aby na pewno chcielibyśmy być jego klientami?





Czasem uderzam na Sherlockianach w dramatyczne tony, piszę o tych przygnębiających momentach, gdy nasz Geniusz ponosi Klęskę - i o tym, że często właśnie taki motyw potrafi dodać blasku adaptacji.

To nie będzie jedna z tych notek.
Jeżeli są z nami Czytelnicy, którzy niespecjalnie znają Kanon, albo nie pamiętają już lektur lat cielęcych, to niech poniższy test potraktują jak sprawdzian, czy nadają się na Wielkich Detektywów. Czy potrafią zajrzeć do umysłowego pałacu najgenialniejszego z mistrzów sztuki tropicielskiej.
Ostrożnie kierujcie myszką. Pod każdą właściwą odpowiedzią, tą, której udzieliłby Sam-On-The-Master-Detective, znajdziecie krótki komentarz do tego genialnego posunięcia.
Mały quiz dodatkowy to oczywiście tytuły opowiadań lub powieści, które mogły być inspiracją do pytań ;)


(1)
Wyobraźcie sobie zatem, że jesteście Sherlockiem Holmesem. Przychodzi do Was stroskany klient. Jego ojciec i stryj zmarli w tajemniczych okolicznościach. w niedługim czasie po otrzymaniu nietypowej, acz charakterystycznej przesyłki. Powiedzmy, że były to pestki pewnego owocu. Sam również otrzymał niedawno taką przesyłkę, w związku z czym prosi Was o pomoc. Na dworze ciemno, zimno, mgliście, na dworzec daleko, facet ma wrócić do domu gdzieś na prowincję. Co robicie?


A) Jedziecie z nim, żeby pomóc mu zmierzyć się z mordercami, którzy już dwukrotnie skutecznie uderzyli.


B) Mówicie mu, żeby uważał i wysyłacie samego na dworzec.


C) Wysyłacie z nim Watsona uzbrojonego w rewolwer.



(2)
Zostaliście zatrudnieni w celu odzyskania przedmiotu, który daje przeciwnikowi władzę nad Waszym klientem. Wiecie, że przeciwnik jest bardzo przebiegły, bo nikomu wcześniej nie udało się odebrać mu owego przedmiotu. Dowiadujecie się, że nagle zmieniła się jego sytuacja życiowa - w ogromnym pośpiechu wziął ślub. Podstępem - który wymaga jednak osobistego kontaktu z przeciwnikiem i narażenia się na zdemaskowanie - ustalacie, gdzie znajduje się przedmiot. Gdy zadowoleni z siebie wracacie do domu, ktoś na ulicy ironicznie mówi Wam "Dobranoc". Co dalej?


A) Wracacie pędem, by obserwować dalsze ruchy przeciwnika. A nuż coś kombinuje?


B) Co? Przecież macie dość oleju w głowie, by nie dopuścić do tak idiotycznej sytuacji i skoro już robicie aferę, wrzucacie race i bawicie się w przebieranki, to nie po to, żeby tylko zaostrzyć czujność przeciwnika.


C) Zachwyceni sobą wzywacie klienta, żeby był świadkiem Waszego triumfu następnego dnia.


(3)
Zostaliście zaangażowani w celu odzyskania przedmiotu, który wpadł w ręce bardzo bezwzględnego i podłego szantażysty. Nie da mu się odebrać owego przedmiotu siłą, klient nie jest w stanie zapłacić wygórowanej ceny, o policji nie ma mowy, bo chodzi przecież o ocalenie reputacji. Dochodzicie do wniosku, że szntażystę można załatwić tylko wtedy, gdy zaatakuje niewinną ofiarę. Dlatego:


A) Zatrudniacie się u owego szantażysty w charakterze hydraulika, łamiecie co najmniej jedno niewieście serce, następnie włamujecie się do niego, narażając siebie i najlepszego przyjaciela na więzienie i stajecie się bezradnymi świadkami morderstwa. Rany, co za pracowity dzień!


B) Pomagacie klientce zebrać pieniądze na wykupienie przedmiotu, żeby zyskać na czasie; następnie urządzacie prowokację i demaskujecie gagatka.


C) Przed dokonaniem włamu przynajmniej robicie wszystko, żeby gościa rzeczywiście nie było w domu -  na przykład każecie Watsonowi go czymś zająć (patrz patent ILLU).


(4)
Wasz klient skarży się, że żona ukrywa przed nim mroczną tajemnicę z przeszłości. Podejrzewacie, że ściga ją (oraz Waszego klienta) śmiertelnie niebezpieczny morderca (znajomy z owej mrocznej przeszłości żony), który przysyła jej zresztą kolejne zaszyfrowane komunikaty. W tej sytuacji:


A) Przenosicie się do niego, żeby kontrolować sytuację, opcjonalnie wysyłacie Watsona.


B) Jak najdłużej nic mu nie mówicie, po co ma się, chłopina, denerwować. BTW, fajne te ludziki, chyba się nauczycie tego alfabetu.


C) Jedziecie do niego, żeby porozmawiać szczerze z żoną i zmusić ją do wyznania prawdy.


(5)
To Was ściga szajka groźnych morderców, którzy nie cofną się przed niczym, żeby Was zgładzić. Chcecie skontaktować się z Watsonem, ale nie wolno Wam narazić go na niebezpieczeństwo.


A) Przywabiacie Watsona na jakieś neutralne miejsce spotkania.


B) Zakradacie się do niego do domu najuważniej, jak umiecie, po czym jak najszybciej stamtąd wychodzicie, dbając o to, żeby dać się zauważyć i żeby osobom, które mogłyby Was ewentualnie śledzić, nie przyszło do głowy, na przykład, podpalić Watsonowej chałupy.


C) Przychodzicie do Watsona do domu, jednak podejrzewacie, że mogliście być śledzeni, więc przed nocą wymykacie się chyłkiem, tak, żeby nikt nie zauwazył. Że Was już w domu Watsona nie ma.


(6)
Z pomocą supertajnego podwójnego agenta śledzicie poczynania ekstraniebezpiecznej organizacji z Ameryki, która  chce zamordować pewnego mężczyznę. Ostatecznie okazuje się, że mężczyzna sfingował własną śmierć, zabijając przy tym swojego niedoszłego mordercę, po to, by tylko się uchronić przed drabami.



A) Gratulujecie mu, po czym wysyłacie go jak najdalej od Anglii i od swoich oczu. Skoro przyjechali po niego z drugiego końca świata, to na pewno nie będzie im się chciało zapierniczać z powrotem. Elementary, my dear Watson.


B) Uczycie faceta baritsu i wszystkich innych -itsu, jakie znacie, oddajecie rewolwer Watsona i każecie przeprowadzić się do mieszkania obok (Camden House, remember?), żeby go mieć na oku.


C) Dobieracie się do organizacji, tymczasem dla bezpieczeństwa każecie gościowi uważać na własny cień (to zawsze jest mądra porada, że tak zrymuję z Vashta Nerada) i meldować o każdym dziwnym zjawisku. Może Wiggins zgodziłby się z nim pomieszkać jako stajenny czy coś w ten deseń.


(7)

Poznajecie tłumacza, który pracował pod przymusem i w wielkiej tajemnicy dla jakiejś wyjątkowo niesympatycznej i torturującej ludzi szajki przestępców. Wasz mądry starszy braciszek, który w tym quizie najwidoczniej miałby już 6/6, zdążył już dać do wszystkich ale to wszystkich dziennych gazet ogłoszenie wskazujące jednoznacznie, że tłumacz zdradził ową organizację. Co robicie?


A) Zabieracie tłumacza na Baker Street, używacie niemałych możliwości brata i pamięci tłumacza, żeby ustalić, kim jest szajka.


B) Mówicie tłumaczowi, żeby na siebie uważał, bo, te ogłoszenia, kiepska sprawa, mogli się wkurzyć, cholera.


C) Każecie tłumaczowi schronić się w klubie Mycrofta, tymczasem z pomocą chodów Mycrofta, policji oraz własnej genialnej "dedukcji" ustalacie, co jest grane.



(8)

Zgłasza się do Was kolejny klient, który ma kłopot z żoną z Ameryki. Żona miała w owej Ameryce pierwszego męża i dziecko, którzy ponoć zmarli, teraz zawzięcie ukrywa coś przed obecnym mężem - najprawdopodobniej ukrywa to w chałupie obok. Wy już macie trochę uraz do tych sekretów z przeszłości, więc wyjątkowo nie zamierzacie wyłącznie "kazać mu uważać". Jakie są Wasze teorie?


A) Że relacje między małżonkami pozostawiają nieco do życzenia. "I am a detective, not a marriage counsellor", ale jest nadzieja na happy end, trzeba tylko przemówić żonie do rozumu: niech sobie ukrywa co chce, o ile nie jest to morderca (patrz 4).


B) Że klient ma przechlapane. Albo sekret jest groźny dla męża i dla małżeństwa, a żona jest idiotką, skoro pielęgnuje go w domku obok zamiast prosić o pomoc; albo sekret nie jest groźny, a żona jest idiotką, skoro go nie wyjawia; albo żona nie umie tego ocenić, co świadczy o tym, że klient chyba się z żoną jeszcze nie zna, patrz punkt A.


C) Amerykański pierwszy mąż żony klienta miał trąd lub cierpiał na jakieś kalectwo i wcale nie umarł, żona zdobyła tylko lewe papiery. Teraz ten biedny, trędowaty pierwszy mąż znalazł sobie nową kobietę, wredną heterę, która wykorzystuje niepełnosprawnego i chce szantażować żonę klienta. Najwygodniej jest jej to robić, oczywiście, z sąsiedniego domku i domagać się spotkań, czy w tych czasach można ufać poczcie? Bułka z masłem i oczywista oczywistość.


To ile obrazków odsłoniliście?

Skala ocen - quiz "Jakim jesteś Sherlockiem?" 


6-8 BRAWO! Macie w sobie zadatki na wielkiego detektywa. Będę wdzięczna, jeśli wynik z testu powiesicie na drzwiach Waszej agencji, na wypadek gdybym i ja potrzebowała kiedyś podobnej pomocy. Wszyscy powinni być ostrzeżeni. Znaczy... poinformowani o sukcesie.

3-6 No, tak średnio poszło, prawda? Nie ma co owijać. Chyba za bardzo pęta Was myśl o przeżywalności klientów. To jest sztuka, tu nie liczą się tylko takie przyziemne fakty.

0-3 Nie będę Was nawet pocieszać. Wiecie co? Niech Was pocieszą Ci wszyscy klienci, z którymi tak się cackacie!
I może odezwijcie się na maila, na wypadek, gdyby zaginął mi jakiś królik...



Alternatywny quiz "Jaka to melodia?"

Od czasu do czasu do czasu wypada przypomnieć, że te czteroliterowce, których zawsze używam (np. CHAS w samym tytule C-notki), to skróty autorstwa JF Christa, bardzo powszechnie przyjęte. Zazwyczaj to po prostu cztery pierwsze litery tytułu (po opuszczeniu takich słówek jak "the adventure of", oczywiście), ale czasem niekoniecznie (patrz: CHAS) - pełna lista tu.


Odpowiedzi: 1: FIVE; 2: SCAN; 3: CHAS; 4: DANC; 5: FINA; 6: VALL; 7: GREE; 8: YELL

5 komentarzy:

Ysabell z pracy pisze...

Świetny wpis! :)

Obawiam się, że jestem złym czytelnikiem, bo to są właśnie te rzeczy, na które bardzo zwracam w opowiadaniach uwagę i które mnie niesamowicie irytują. Pewno dlatego nie jestem jednak wielką fanką SH...

I jeszcze gratulacje ze wspaniały dobór fail-fotek. Cudne. :)

PS. Nie lubię tych czteroliterowych skrótów. Wiem, że są konieczne, ale jakoś nie mogą się do nich przekonać i spędzam po pół minuty nad każdym skrótem zamiast się skupić na treści... :/

Sherlock Kittel pisze...

Wiesz co Ysabell, może to myślenie życzeniowe, ale do najbardziej popularnych można się szybko przyzwyczaić (jak widzę HOUN to już od dawna nie czytam H-O-U-N tylko po prostu widzę, że to Pies i tyle). Oczywiście nie jest tak, że muszę koniecznie ich używać, a opinia Czytelniczki, której zawdzięczam tyle fajnych komentarzy się liczy :), ale kiedyś zaczęłam, bo dzięki nim Sherlockiana wyglądają zupełnie jak te wszystkie sherlockistyczne blogi i fora, do których byłam przywiązana zanim zaczęłam pisać i teraz to już naprawdę jest odruch. To nie zajęło długo, a że skróty pochodzą z początków tytułów, to raczej to wygląda tak, jak gdyby ktoś zjadał resztę. Do dziś mylę tylko SCAN i STUD i to zawsze muszę sprawdzić, ale to dlatego, że mylę też tytuły :D (A to z kolei dlatego, że w serii Brettów to od SCANu wszystko się zaczęło i czasem tak o nim odruchowo myślę) :)

Ysabell z pracy pisze...

Dzięki za miłe słowa, ale ja nie po to piszę, żeby Cię przekonywać. Domyślam się, że to i odruch, i oszczędza czas.

Dla mnie jest o tyle nieintuicyjne, że po pierwsze nie czytam w zasadzie innych sherlockowych stron, a po drugie to przecież skróty od angielskich tytułów, a ja o SH myślę po polsku. Więc jak czytam, to najpierw się zastanawiam co to by mogło być, znajduję w myślach angielski tytuł, tłumaczę go sobie, zastanawiam się o czym to było i dopiero czytam dalej. :)

Adeenah pisze...

Też zwracam uwagę na te wszystkie rzeczy, ale mnie nie irytują. Wręcz przeciwnie - cieszę się, że opowiadania nie są idealne od początku do końca i można się czasami oburzyć, zdenerwować albo pacnąć w czoło. Skróty zaczęłam kiedyś rozszyfrowywać na podstawie tytułów z wikipedii, więc nie są mi żadną tajemnicą :)

Aha, odkryłam wszystkie obrazki

Adeenah pisze...

I jestem wielce oburzona, że wycięło najważniejszy fragment mojego komentarza zawierający dumne naciąganie na czoło wyimaginowanego death frisbee.