środa, 5 grudnia 2012

ShKA - 5 grudnia, E jak ELEMENTARY


No, to było raczej elementarne, nieprawdaż, drodzy Czytelnicy?



Nie, obrazek nie ma wiele wspólnego z treścią notki. Niestety, gdy Sherlockista poszukiwał ładnej literki na zajawkę, wewnętrzny dwulatek Sherlockisty wypatrzył w grafikach tego wspaniałego E-is-for-Elephanta i zaczął głośno krzyczeć SŁONIIIIK!!!; poinformowany, że "SŁONIK!" jakkolwiek by nie był piękny, nie pasuje do tematyki wpisu, dostał histerii, stwierdził, że wpis jest głupi a doroślejsza wersja Sherlockisty jeszcze głupsza i trzeba go było wynieść na dwór. Więc niech już będzie słonik ;)
Słonik pochodzi z bloga http://missmarensmonkeys.blogspot.com i chyba został zarówno wykonany jak i sfotografowany przez Autorkę tego bloga, która wykorzystała go w celach dydaktycznych dla prawdziwych czterolatków.



Pora, żebyście przekonali się boleśnie, że kalendarz Sherlockisty to jak czekonotki wszystkich smaków Bertiego Botta - są naprawdę WSZYSTKICH smaków i nigdy nie wiadomo na co się trafi. Nie chodzi o to, że teMU wpISu zamieżam napisadź dla, oDmIany: zópeunie FAtalnie - spremedytacjom! - ale o to, że nadzieniem dzisiejszej czekonotki jest kwas, gorycz, a co gorsza jeszcze szczypta śmiertelnego znudzenia.
Sherlockista zrecenzował Wam kiedyś szczegółowo pierwszy i drugi odcinek Elementary, ale i potem, kiedy większość z Was pewnie poddała się i zrobiła sobie wolne, pracowicie obejrzał też trzeci, czwarty, piąty... i wszystkie pozostałe aż do samego ósmego.
I co, myśleliście, że jesteście bezpieczni i temat nie powróci?
HA. HA. HA. (Tak, to jest trawestacja cytatu z Pratchetta - kto pamięta, z czego dokładnie?)
Zacznijmy już, bo im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy i dojdziemy do pocieszki na dobry dzień.
Sherlockista jest, w sercu, w duchu, z wykształcenia i w marzeniach, filozofem, a to oznacza, że szczególnie lubi zadawać pytania, które często okazują się ciekawsze niż odpowiedzi. Dlatego zatem, zamiast serwować Wam zwyczajowy esej, przedstawi listę pytań, które chciałby zadać twórcom serialu.

 - Dlaczego Holmes oprócz tego, że jest na odwyku, cierpi również na coś pomiędzy nerwicą, wzmożonym napięciem mięśniowym a jakąś formą autyzmu?
 - Jeśli nie cierpi na żadne z wyżej wymienionych, to czemu Jonny Lee Miller przeważnie stoi dziwnie wyprężony z lekko wypiętym brzuszkiem jak pięciolatek?
 - Czemu również dziwnie wyrzuca z siebie słowa? Czy wpadły Wam kiedyś w ręce książki takiego dawnego pisarza, Arthur Conan Doyle się nazywał; tam u niego też jest Sherlock Holmes i on mówi zupełnie normalnie, ani się nie zacina, ani nie wypluwa nerwowych potoków słów. Nie pomyśleliście, że ten Wasz Holmes także mógłby przykuwać uwagę głównie treścią, a nie głównie formą? 
 - Czy sądzicie, że "inny" znaczy "lepszy"? W adaptacji bardzo legendarnych i naprawdę pod wieloma względami znakomitych książek, których najmocniejszym punktem są postaci właśnie? Are you sure?
 - Czy, jeśli sądzicie, że "inny" znaczy "lepszy", to nie przyszło Wam do głowy, że w ten sposób, z "inny od normalnego Holmesa" wpadniecie w "o matko, taki House tylko znerwicowany jak Monk".
 - Czy, gdybyście się tak w to wczuli (dobra, nie musicie czytać tych książek, skupmy się na tym, co znacie), fraza "taki arogancki jak House, ale znerwicowany jak Monk" nie budzi w Was niepokoju, że to opis naprawdę godnej pożałowania postaci?

 - Czy sądzicie, że Sherlock Holmes stałby się być może najsłynniejszym bohaterem w całej wielkiej popkulturze (nawet Zwierz by się zgodził, że jest legendarny jak smok! ;), gdyby nie potrafił normalnie przeprowadzić rozmowy, budził odczucia typu "ale czemu pan się tak denerwuje, już wszystko dobrze", "oni nie są tu po to, by pana skrzywdzić" oraz "a pana co ugryzło?" ? Ależ oczywiście, ja przyznaję, detektywi mają rożne słabości, Monk bał się kratki chodnikowej, mój kochany Wimsey miał nerwicę frontową, a F-fandorin to się nawet j-jąka. Wiecie, właśnie dlatego sugerowałam Wam, że z tym "inny" to jednak do końca nie wyszło. Tylko, że to są właśnie różni tacy tam detektywi, a nie ON.
 - Czy myślicie, że generalnie jest lepiej, jeśli Holmes nie budzi respektu, o ile nie stoi za nim Gregson? Czy to jest dobry rodzaj oryginalności, jeśli po raz pierwszy w całej długiej historii adaptacji przygód Sherlocka Holmesa główny bohater jest krańcowo nieatrakcyjny (zarówno dla kobiet, dla mężczyzn jak i dla małoletnich widzów, którzy kiedy czytali te stare książki, o których Wam wspominałam, to daliby sobie roczny przydział słodyczy odebrać, żeby być tacy, jak on)? Czy Wy nienawidzicie Jonny'ego Lee Millera? Sądzicie, że jego uroda jest tak oślepiająca, że trzeba ją przykryć najbrzydszymi ciuchami świata?


- Acha, czyli uważacie, że Wasz bohater jest atrakcyjny? Rozumiem. To znaczy, Waszym zdaniem,  może istnieć atrakcyjny detektyw, który potrzebuje niańki?
- Jeśli nie, czemu na lorda Harry'ego obsadziliście Watson w roli owej niańki?
 - No jak nie jak tak... Czy prawdziwy Watson ciągałby swojego Holmesa na siłę po jakichś durnych zebraniach grup wsparcia, "Witaj Sherlocku"?  Dobra, furda Watson ze starych książek. Czy wyobrażacie sobie, że takie piekło gotuje Waszemu House'owi Wilson? Czy sadziłby mu nieznośne dydaktyczne gadki o zrywaniu z nałogiem i wadze znalezienia następnego opiekuna, i to językiem, od którego House dostałby spazmów ze śmiechu, w momentach, w których byłby skłonny dosypać mu środków nasennych, żeby tylko przestał?
 -  Czy gdyby ktoś a) domagał się eksplicytnie, żebyście zaczęli się mu zwierzać; b) fochał się na Was, że tego nie robicie; c) potrzebę słuchania Waszych zwierzeń motywował Waszym dobrem oraz rozwoju procesu wychodzenia z nałogu; d) w razie braku współpracy z Waszej strony szpiegował Was za Waszymi plecami, to czy zdradzilibyście tej osobie Mroczny Sekret Waszej Przeszłości?
 - Czy naprawdę, serio, koniecznie, really, truly, Mrocznym Sekretem Przeszłości Holmesa i Przyczyną Jego Wpadnięcia W Nałóg musiała być śmierć Irene Adler? Ale za jakie grzechy? Czy wiecie, że na moim blogu nie oznaczyłam nawet tego jako spoiler, bo to po prostu jest spuszczona jak ta bomba informacja, która nie ma nic z niczym wspólnego i nie jest żadną niespodzianką? Czy Wy naprawdę nie widzicie, jaki to jest przeokropniasty kiczyk? To się udało tylko raz, w PLOSH, czy myślicie, że to, co pokazaliście dotychczas to znak, że Wam też się może udać? ... Naprawdę? A jeśli to nie było na serio, to czemu mnie straszycie, myślicie, że ja mam mało stresów w życiu?

 - Czy sądzicie, że napięcie w odcinkach nie jest, zasadniczo, potrzebne? Że takie tam intryżki wyjęte z byle CSI-a wystarczą? Że widzowie masowo zeszliby na serce, gdyby naprawdę się o coś bali?  Że jeden taki odcinek - czwarty - w którym w dodatku, patrzcie, co za zbieg okoliczności, mniej było czasu na umoralniające przemowy Watson i w związku z tym od razu wskoczyła na swoje właściwe miejsce towarzyszki broni, to zupełnie dość emocji na ten rok kalendarzowy? Czy myślicie, że jeśli wprowadzicie postać porywacza dzieci, który zostawia po sobie balony, to wygenerujecie tyle mhroku i zła, że od razu się wciągniemy?
 - To bardzo sympatyczny pomysł, ale czemu właściwie, jeśli wolno spytać, najlepszą postacią i jedyną, której naprawdę kibicujemy jest akurat Gregson? Czy nie sądzicie, że Gregson, mimo wszystko, nie powinien być bardziej samodzielnym i bardziej atrakcyjnym "Napoleonem sprawiedliwości" niż Holmes? O ile oczywiście serial jest o Holmesie? 

 - Czy wiecie, jakie to było śmieszne i niewiarygodne, kiedy w ostatnim odcinku postać Lisy Edelstein zaczęła podrywać Sherlocka? Czy Wy zaczęlibyście podrywać fatalnie ubraną, potwornie spiętą, krańcowo niesympatyczną osobę, której jedynym objawem zainteresowania Wami było wściubienie nosa w Wasz monitor i podanie kilku haseł do wypatrzonej tam krzyżówki? Czy ja po prostu jestem podła, nieczuła i nie wierzę w miłość i to dlatego nic nie rozumiem?
 - Czy w ogóle zdajecie sobie sprawę, jakie to jest odpychające i niesmaczne, co zrobiliście ze stosunkiem Sherlocka do erotyki i seksu? Czy naprawdę sądzicie, że należy wierzyć oburzonym uwagom łatwo ulegającego przelotnym emocjom doktora Watsona o Holmesie-maszynie? Czy myślicie, że tamten nieznany Wam Holmes z tamtych starych książek, Holmes-legenda, dumny, piękny, subtelny i prawy, wielbiciel niemieckiej muzyki, perskiej poezji, Ireny Adler i madrygałów księcia Venosy, umawiałby się z kobietą na seks takim bezpośrednim, twardym i przykrym językiem, jakby negocjował kupno golarki w drogerii? Spoko, zauważyłam, że to było zamierzone, ja pytam DLACZEGO tak to właśnie sobie zamierzyliście? Czy chcecie mi powiedzieć, że to dlatego, że kochał tylko Irene, a teraz chroni zranione serduszko przed kolejnymi uczuciowymi katastrofami? Tak? To nie mówcie.
 - Czy Holmesowi i Watson nie wolno żartować? Czy może to, co oni do siebie mówią, miało być zabawne, bo nie wiem, który trop interpretacyjny obrać? Czy Wy brzydzicie się humorem niczym ten mnich z "Imienia Róży" i boicie się, że gdybyście zastąpili te koszmarne dialogi o wychodzeniu z nałogu kilkoma dobrymi żartami, to zjadacz chleba widz nie zostałby w wystarczającym stopniu przerobiony w anioła?

 - Czy możecie odesłać Watson do jakiegoś dobrego szpitala, gdzie pociągnie swoją dosyć interesującą rolę i będzie dobrym chirurgiem, zamiast bardzo złym "sober companion"?
 - Czy możecie odesłać Holmesa do jakiegoś zacisznego miejsca, z którego będzie wspomagał Gregsona telefonicznie a my nie będziemy się musieli męczyć patrząc na jego nerwicę? 
 - Czy możecie zmienić tytuł, bo ten się okropnie kojarzy z tymi starymi książkami, które bardzo lubię?
 - Czy sądzicie, że fandom Wam to wszystko wybaczy?

Wszystko wskazuje na to, że wybaczył - i Sherlockista wybaczył również. W końcu, jak powiedział Holmes w zakończeniu BLUE, it is the season of forgiveness. Ale to nie jest dla Was dobra wiadomość. Bo nienawiść, to przynajmniej też jest jakieś uczucie; "Elementary" natomiast budzi teraz głównie rezygnację i obojętność.

A żebyście i Wy wybaczyli mnie takie kwasy w czekonotce, na zakończenie jeszcze jedna wstawka od wewnętrznego dwulatka Sherlockisty, który twierdzi, że małe słoniki grające w piłkę w sierocińcu (piłka pomaga im w integracji i stworzeniu nowej rodziny) to coś co sprawia, że generalnie rzecz biorąc nasz dzień, świat i nawet "Elementary" jest ociupinkę lepsze.

5 komentarzy:

ninedin pisze...

To jest notka roku. So true, so beautiful.

Iwona pisze...

Tez się pod tym podpisuję.

Adeenah pisze...

Słoniki wymiatają :)

Anonimowy pisze...

Dla mnie z Elementary najbardziej podoba się to:
http://www.youtube.com/watch?v=B6QLy71-vO4

Anonimowy pisze...

Czytam Cie od niedawna,ale mój podziw dla Twojego stylu i wiedzy zaczyna się już ocierać o zazdrość;-)
Kochałam Monka i House'a(oczywiście do pewnych granic- przebiegających gdzieś tak w okolicach przedostatniego sezonu, bo nawet genialne seriale zaczynają cierpieć na zmęczenie materiału;-) może zresztą jest to bardziej związane z cierpieniem odtwórców głównych ról?)
Sherlock BBC powalił mnie na kolana(na których wciąż klęczę, czekając z trwogą na wieści o następnych odcinkach). To przez niego wróciłam do kanonu, który mnie zaburzył(kierując zainteresowania w nieczyste rejony) w dzieciństwie,a jak wiemy wszyscy impriting działa bardzo mocno i na poziomie nieświadomym ;-)Efekt jest taki,że im dłużej odświeżam kanon,tym bardziej wielbię serial BBC.
A teraz sedno(nieco przydługiego wstępu):co do "Elementary" to napisze krótko- wolę czytać Twoje notki o nim, niż oglądać kolejne odcinki. Ocenę, czy wyrażam tym większy podziw dla Ciebie czy (naj)mniejsze zainteresowanie serialem, pozostawiam Twojej dedukcji;-)
P.S. zaczynam podejrzewać,że z rozkoszą przeczytam WSZYSTKO co napiszesz,na dowolny temat;-)