...budzi wielki szacunek dla wszystkich twórców tego serialu. Bynajmniej nie dlatego, że jest takim dobrym Sherlockiem...
Pilot to po prostu godzinna, uproszczona wersja "A Study in Pink" - prawdopodobnie, chociaż nie ma Sherlockista stuprocentowej pewności, ta, która nie została wyemitowana, ponieważ nie wzbudziła entuzjazmu producentów. Może nie jest to kompletny "stinker", ale trudno się dziwić decyzji, by raczej się nim nie chwalić. Pilot ten stanowi natomiast pouczający materiał, ile drobnych rzeczy może zawalić film, nawet, jeśli bez większego zarzutu jest scenariusz, obsada głównych ról, a nawet reżyseria.
To, co różni się najmniej od znanej wszystkim Czytelnikom pełnej wersji, to scenariusz. A konkretnie: dialogi. Bohaterowie wypowiadają niemal dokładnie te same słowa (no, powiedzmy, z zastrzeżeniem, że jest tych słów o pół godziny mniej).
Intryga różni się natomiast od pełnej wersji filmu tylko subtelnościami, nieco bardziej jedynie w finale. W skróconej wersji brak na przykład cudnego nawiązania do STUD w postaci wydrapanego przez umierającą kobietę "RACHE" (kto z Czytelników umarł z zachwytu razem z Sherlcokistą, gdy Holmes zapytał Lestrade'a, po cholerę Angielka miałaby bredzić coś o zemście po niemiecku?) i w związku z tym całego wątku z lokalizowaniem komputera. Brak też Mycrofta, a brak Mycfrofta zawsze jest brakiem smutnym i poważnym.Sam finał odcinka też ma zbliżony przebieg, ale pojedynek z mordercą jest bardziej jednostronny (Holmes znajduje się pod wpływem narkotyków podanych mu przez mordercę i zachowuje się w nader irytujący sposób), a ponadto odbywa się na Baker Street, co z kolei ma swój wdzięk i kanoniczne korzenie w MAZA. Dziwne tylko, że Watson, który od początku wie, ze coś jest nie tak, z kafejki za rogiem bieży Holmesowi z odsieczą przez jakieś pół godziny.
Poza tym jednak niemal wszystkie sceny daje się rozpoznać, chociaż do pełnej wersji zostały w wielu przypadkach nakręcone w innych wersjach - i znacznie lepiej... Sherlockista nie umiał oprzeć się wrażeniu, że w Pilocie tylko główni bohaterowie tak naprawdę czują rolę, a i to nie zawsze, natomiast cała reszta zachowuje się zupełnie sztucznie. To wrażenie mogło jednak wynikać właśnie z faktu, że w ogóle dziwnie ogląda się ten sam film ale "nakręcony jeszcze raz", czy zmontowany z innych dubli. Oczywiście poza jakością gry, w obsadzie nie zmienia się nic poza brodą Andersona (straszną), zupełnie inna jest natomiast aranżacja muzyki (chociaż motywy słychać również dokładnie te same).
I może to przez tę właśnie słabą muzykę, której brakuje błysku, dynamiki, delikatnego pazura i wdzięku wersji ostatecznej, pilot już od pierwszych sekund sprawia wrażenie kompletnego stinkera. Mimo, że o pół godziny krótszy, ma o wiele słabszy rytm i tempo, które wersji wyemitowanej nadawała właśnie świetna ścieżka dźwiękowa. Oczywiście nie pomaga mu inny i chyba mniej fortunny montaż (spotkanie Watsona ze Stamfordem, początkowe dialogi między Holmesem i Watsonem, dedukcja na temat Harry Watson etc. pomontowane są zupełnie inaczej i chyba nadmiernie się przez to ten początek dłuży, podobnie jak dłużą się słabo zagrane dialogi z postaciami pobocznymi).
Ta toporność charakteryzuje również inne szczegóły - SMSy pokazywane są po prostu na ekranach telefonów, zabrakło kilku sherlockistycznych klejnotów w rodzaju pogoni po dachach i zaułkach Londynu, gdy Sherlock ma okazję wykazać się perfekcyjną znajomością centrum czy chwili na pokazanie słabości Sherlocka (rajd Lestrade'a i Andersona, który wyjawia nam w pełnej wersji odcinka, że detektyw jednak nie ogranicza się do plastrów antynikotynowych). Toporniej wreszcie zarysowana jest postać głównego bohatera, chociaż to można z uwagi na krótszy czas filmu częściowo zrozumieć.
Zupełnie natomiast nie może Sherlockista zrozumieć, jak oni to zrobili?! Jeśli nowego Sherlocka BBC majstrują ludzie, którzy kilkoma pociągnięciami reżyserskiego pióra są w stanie z klocowatego stinkera zrobić prawdziwą sherlockistyczną perełkę (i to w dodatku tak, że udało im się przyspieszyć tempo i zwiększyć napięcie, chociaż zarazem akcja jest dłuższa i bliższa Kanonowi) to...
...to Sherlockista zaleca zdejmowanie przed nimi czapek i jest o przyszłość tego serialu zupełnie spokojny :)
1 komentarz:
Och jej. Naprawdę nie lubisz tej wersji? Ja niektóre fragmenty wielbię bardziej nawet, niż w emitowanej.
W dłuższej wersji wkurza mnie zwłaszcza to, że Sherlock, genialny Sherlock, tak długo dochodzi do rozwiązania. Tutaj wiemy, że Sherlock migusiem wie, kto zabił, jak tylko pomyślał o samochodzie.
I dialog w kafejce wolę w nieemitowanej wersji. I dżinsy Sherlocka.
Prześlij komentarz