sobota, 23 października 2010

Bardzo zaległe linki - nowy Holmes wielko- i małoekranowy

A właściwie, to Watson. Pierwszy link prowadzi bowiem do starego już (tydzień to wieczność w czasach, gdy co pół godziny dowiadujemy się czegoś nowego o życiu naszych znajomych) wywiadu z Martinem Freemanem (powiedzmy, takiego artykuło-wywiadu).
Nasz niedoszły Hobbit wyjaśnia, między innymi, dlaczego nie poświęcił kariery w BBC (która to kariera po długim okresie stagnacji, kiedy to występował w Office nareszcie osiągnęła zupełnie niespodziewany wzlot) dla Hollywoodu - Freeman, mówiąc w skrócie, za bardzo czuje się Anglikiem, żeby marnować czas na czerwone dywany Ameryki ;) I bardzo dobrze. Sherlockista trzyma kciuki, żeby jednak jakoś się z ekipą Hobbita w sprawie terminów dogadał (co nie powinno być trudne z uwagi na chaos panujący wokół tego drugiego filmu). Ponadto, jak twierdzi Olly Grant, autor(ka?) linkowanego tekstu z Daily Telegraph, Freeman jest na najlepszej drodze do zostania przynajmniej gwiazdą brytyjskiej telewizji. Nie dość, że ogląda go średnio 7 milionów widzów, ale jeszcze niektórzy z nich twierdzą, że "ukradł show" Cumberbatchowi. Faktycznie, nie da się ukryć, że to jeden z najbardziej charyzmatycznych Watsonów.

Sherlockista doda tylko przy okazji, że amerykańska publiczność chyba jest podobnego zdania, bo sterta recenzji po emisji serialu za Wielką Wodą (którą to stertę ShK tylko pobieżnie przeglądał z braku czasu) utrzymana jest w entuzjastycznych tonach.

A do tego wszystkiego nareszcie rusza kręcenie nowego Sherlocka Ritchiego, którego nie wszyscy wprawdzie wypatrują z takimi jak ShK nadziejami, ale niemniej jednak, powiedzmy sobie wprost, każdy nowy Sherlock w kinach (lepszy od, say, filmów z Roxburghiem, zwanych na forach czule "the Roxburgh horror", i tej koszmarnej produkcji o rozpruwaczu z Donaldem Houstonem w roli Watsona...) to radość, a nawet te najstraszliwsze i, tak, owszem, nawet pierwszy Matthew Frewer mają swoje momenty (Sherlockista chciał tu rzucić dla przykładu jakimś dobrym momentem z pierwszego filmu z Frewerem i Hartem ale zacukał się na tak długo, że odłożył tę przyjemność na czas pisania recenzji z tego cyklu...).
I zawsze, kiedy ruszają zdjęcia do filmu, zjawiają się fotografie, które wytwórnie puszczają w obieg celem podgrzania atmosfery  w tajemniczych okolicznościach i dzięki bohaterstwu niewidzialnych szpiegów włóczących się po planach filmowych wyciekają do takich serwisów jak ten czy ten. Skąd z kolei kradną je różni Sherlockiści. Enjoy :) !



ShK chętnie zinterpretowałby jakoś te zdjęcia, ale nie licząc wyjątkowo ładnego szalika Jude-Law-Watsona jakoś niewiele zwraca uwagę w tej scence z Holmesem i Watsonem w powoziku... ;)

5 komentarzy:

Justeene pisze...

Z różnych stron świata docierają wieści o tym, że Martin Freeman jednak założy gumowe stopy i będzie robił za Bilbo Bagginsa w wyczekiwanym "Hobbicie", i że nie wpłynie to na produkcję drugiej serii "Sherlocka".

Co zaś się tyczy filmów o SH, to ja mam takie zdanie, że choć niewiele jest naprawdę dobrych filmów o naszym ulubionym detektywie, to można w nich (ale, oczywiście nie w każdym) i w aktorach grających głównych bohaterów dostrzec naprawdę ciekawe rzeczy. Tych filmów jest na tyle dużo, że każdy może znaleźć coś dla siebie. I tak np. ja mam wręcz alergię na dzieło Ritchie'go, nie jestem też wielką fanką serialu z Jeremy'm Brettem. Wolę Basila Rathbone'a, mimo iż scenariusze tych filmów i sportretowanie doktora Watsona wołają o pomstę do nieba (choć scenę z "The Adventures of SH" kiedy Watson leży na ulicy zaliczam do moich ulubionych ze wszystkich). Przy Frewerze odpadłam za pierwszym razem, udało się dopiero drugie podejście :) "The Private Life of SH" wg mnie podlega specyficznej ocenie. Świetnie się bawiłam przy "A Case of Evil", usiłując dojść do tego, jak twórcy na to wpadli i dlaczego dr Watson wygląda jak rzeźnik. Nie jestem wielbicielką intrygi pod tytułem "zabili go i uciekł", a tutaj twórcy naprawdę przechodzą sami siebie, pisząc scenariusz pili pewnie jeszcze więcej niż Holmes w tym filmie :D
Mam też wielki sentyment do Ruperta Everetta z "SH and the Case of the Silk Stocking" i do "Without a Clue", choć z kolei ten ostatni jest dla niektórych trudny do przełknięcia (np. dla Benedicta Cumberbatcha) :)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich fanów filmowych wcieleń SH :)

CheshireCatto pisze...

No ale żeby Bretta nie lubić? Ale no cóż.. de gustibus non est disputandum ;) Choć Rathbone'a też bardzo lubię, ale do tego przyczynił się fakt że miał małe wstawki z Vincentem Pricem. Dzieło Ritchiego toleruję. A "Without a Clue" b. lubię - może z racji gatunku i okołoholmesowej tematyki ;)

A teraz wiadomości od CC - nowe informacje z Holmesowego półświatka gier.
1. Podobno premiera enigmatycznego "The Testament of Sherlock Holmes" jest zapowiedziana 23 listopada. Ale brak o nim wiadomości. Zero screenów, gameplayów tapet, wiadomości czy czego tam jeszcze.
Pewnie przesuną.

2. Frogwares wydało grę na NDSa -"The Mystery Of Osborne House". Jak zwykle na DSie: kolorowo i łamigłówkowo. Sama postać Sherlocka zbyt wypucowana i dandysowata. Ale w końcu to Nintendo ;) oficjalna strona na której można wypróbować 2 łamigłówki --> http://www.sherlockholmesds.com/

A szaliczek, zaiste, ładny.

Sherlock Kittel pisze...

Zauważyłam już dawno, że jest po prostu taki 'typ' holmes-fana, który w Bretta nigdy nie "wchodzi", chociaż lubi Rathbone'a i wielu innych :) (Moja ulubiona scena z Bruce "mumble-bumble" Watsonem, to jak panowie włamują się do Moriarty'ego i Watson wdeptuje w to coś... Ale nigdy nie pokochałam tych filmów tak jak Brettów, po prostu dlatego, że nie są - w moim odczuciu, oczywiście - o ludziach. W pewnym sensie bardziej przypominają mi typ 'zabili go i uciekł' niż Holmes Ritchiego.)
Ale za naszymi ocenami stoją nie tylko gusta - może ważniejsze są różnice w osobowości.
Poza tym, Holmes-Brett to także cała postać Bretta i jego osobista historia, która może nam pasować do tej roli i interesować nas sama w sobie lub nie ;)
Rupert Everett miał się tu kiedyś pojawić jako moja z kolei zagwozdka... tak trochę patrzyłam i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę... w dwóch słowach moja recenzja brzmi: ućpany spaniel, ale mam nadzieję kiedyś znaleźć czas na bardziej szczegółową wypowiedź ...

Natomiast co do gier, to wszystko, co słyszałam, w tym od Was, (a wyznam, że jakoś specjalnie nie poszukuję informacji w temacie), można znaleźć pod etykietą Gry (http://sherlockista.blogspot.com/search/label/Gry ) :)
Pozdrawiam serdecznie obie Czytelniczki :)

Justeene pisze...

Ja o grach komputerowych nie mam zielonego pojęcia, więc nie zabieram głosu w tej kwestii.

Jestem z kolei tym fanem, któremu Brett-Holmes po prostu nie wchodzi. Brett był moim drugim Holmesem na ekranie (pierwszy był Geoffrey Whitehead z polsko-angielskiego serialu TV). Nie wiem dlaczego, może właśnie przez jego życie i jego wpływ na tę rolę? A może po prostu to nie jest mój Holmes.

Filmy z Rathbone'm i Bruce'm są trochę jak komiksy, Holmes jest wręcz superbohaterem, może wszystko, wszystko wie, itd. Nie żebym była znowu jakąś wielką fanką tych filmów, ale uważam, że Rathbone ma to coś, czego ja szukam w Holmesach, a czego nie potrafię zdefiniować.

"Without a Clue" to temat na osobną dyskusję, ale w mojej opinii ten film jest autentycznie zabawny.

Oglądanie dziwnych Holmesów stało się ostatnimi czasy moim hobby. Do takich zaliczam właśnie "SH and the Case of the Silk Stocking". Jak zobaczyłam logo BBC to myślałam, że to wreszcie będzie coś na poziomie, a tymczasem to co zobaczyłam... nie powiem, żeby przerosło moje najśmielsze oczekiwania, bo jednak niewiele jest filmów, które przebiją "A Case of Evil", ale najpierw patrzyłam z niedowierzaniem, a potem już tylko śmiałam się jak na "Without a Clue". Za to końcówka rozwaliła mnie już totalnie. Taki Kuba Rozobuwiacz ;D No i te kostiumy... niedopasowane to mało powiedziane, panowie wyglądali okropnie, jak w ciuchach po starszym, bardziej wyrośniętym bracie. Przy Watsonie i jego narzeczonej odpadłam. Za to gdyby ktoś lepiej napisał Rupertowi rolę mogłoby być naprawdę nieźle (w pierwszej kolejności scenarzyści powinni doedukować się w kwestii ćpania ;)

Nie wiem, czy Panie widziały "A Case of Evil", jeśli nie to raczej nie polecam, film okropny. Jeśli tak, to chętnie poznam opinie.

Zresztą, byłoby nudno, gdyby wszystkim podobało się to samo i nie byłoby wtedy tematów do dyskusji, prawda? Pozdrawiam serdecznie.

Justeene pisze...

Ja o grach komputerowych nie mam zielonego pojęcia, więc nie zabieram głosu w tej kwestii.

Jestem z kolei tym fanem, któremu Brett-Holmes po prostu nie wchodzi. Brett był moim drugim Holmesem na ekranie (pierwszy był Geoffrey Whitehead z polsko-angielskiego serialu TV). Nie wiem dlaczego, może właśnie przez jego życie i jego wpływ na tę rolę? A może po prostu to nie jest mój Holmes.

Filmy z Rathbone'm i Bruce'm są trochę jak komiksy, Holmes jest wręcz superbohaterem, może wszystko, wszystko wie, itd. Nie żebym była znowu jakąś wielką fanką tych filmów, ale uważam, że Rathbone ma to coś, czego ja szukam w Holmesach, a czego nie potrafię zdefiniować.

"Without a Clue" to temat na osobną dyskusję, ale w mojej opinii ten film jest autentycznie zabawny.

Oglądanie dziwnych Holmesów stało się ostatnimi czasy moim hobby. Do takich zaliczam właśnie "SH and the Case of the Silk Stocking". Jak zobaczyłam logo BBC to myślałam, że to wreszcie będzie coś na poziomie, a tymczasem to co zobaczyłam... nie powiem, żeby przerosło moje najśmielsze oczekiwania, bo jednak niewiele jest filmów, które przebiją "A Case of Evil", ale najpierw patrzyłam z niedowierzaniem, a potem już tylko śmiałam się jak na "Without a Clue". Za to końcówka rozwaliła mnie już totalnie. Taki Kuba Rozobuwiacz ;D No i te kostiumy... niedopasowane to mało powiedziane, panowie wyglądali okropnie, jak w ciuchach po starszym, bardziej wyrośniętym bracie. Przy Watsonie i jego narzeczonej odpadłam. Za to gdyby ktoś lepiej napisał Rupertowi rolę mogłoby być naprawdę nieźle (w pierwszej kolejności scenarzyści powinni doedukować się w kwestii ćpania ;)

Nie wiem, czy Panie widziały "A Case of Evil", jeśli nie to raczej nie polecam, film okropny. Jeśli tak, to chętnie poznam opinie.

Zresztą, byłoby nudno, gdyby wszystkim podobało się to samo i nie byłoby wtedy tematów do dyskusji, prawda? Pozdrawiam serdecznie.