czwartek, 10 lutego 2011

Postu ciąg dalszy... Houdini, wybuch w katedrze i Portsmouth...

Sherlockista co prawda dał się trochę pochłonąć ostatnio pozasherlockistycznym aktywnościom, ale gdyby docierały do niego wieści ciekawsze niż kolejne rozstanie Jude'a Lawa i Sieny Miller, to pewnie odezwałby się wcześniej...
Dziś na początek garstka doniesień na temat nowego Sherlocka Ritchiego. Po pierwsze na planie widziano - a przynajmniej widział Perez Hilton - Rachel McAdams, czyli Irene Adler z "jedynki". Nie wiadomo, niestety, co tam robiła, bo, jak Czytelnicy z pewnością pamiętają, w "dwójce" najważniejszą kobietą nie będzie wcale "The Woman" tylko Noomi Rapace...



Rachel McAdams ma się ponoć pojawić na chwilkę w początkowych ujęciach filmu, kręconych właśnie w Strasburgu. Być może będzie miała jakiś związek z wybuchem w strasburskiej katedrze, który został ponoć nakręcony bez oszczędzania i będzie wyglądał niezwykle realistycznie... (zainteresowanych odsyła Sherlockista do artykułu w Daily Mail)

Tradycjonaliści pewnie z większą przyjemnością obejrzą nowy film wytwórni DreamWorks, która kupiła prawa do scenariusza J. Michaela Straczynskiego pod tytułem Voices From the Dead. O ile ShK wiadomo, żaden reżyser nie podjął się jeszcze realizacji dzieła, ale historia niewątpliwie wzbudzi zainteresowanie sherlockistów. Scenariusz opowiada bowiem o sławnej przyjaźni ACD z legendarnym prestidigitatorem Harrym Houdinim - a konkretnie o ich wspólnych śledztwach w sprawie morderstw w Nowym Jorku.
W rzeczywistości Panowie faktycznie spotykali się w Ameryce, ale ich znajomość w gruncie rzeczy koncentrowała się wokół wielkiego sporu o duchy, nadprzyrodzone moce i możliwość kontaktu ze zmarłymi. Houdini pasjonował się tym tematem jako wielki demaskator wszystkiego, co nadprzyrodzone - sam jako iluzjonista wiedział najlepiej, jak łatwo jest nabrać ufną publiczność. Doyle z biegiem lat coraz bardziej angażował się w różne spirytystyczne ruchy, prowadził liczne seanse i wierzył praktycznie w większość bzdur, którymi żyła szeroka publiczność, w tym fotografie wróżek i tym podobne. Jeden z takich seansów, w którym rolę medium odegrała sama Lady Doyle, doprowadził praktycznie do zerwania przyjaźni naszego ulubionego autora z Houdinim... To zresztą nie mogło się udać: Houdini chodził na seanse Doyle'a, słuchał, jak przyjaciel opowiada mu o duchach i innych cudach niewidach i zamiast dać mu wiarę pisał bardzo sceptyczne artykuły, w których zwalczał wszelkie podobne praktyki. Doyle śledził karierę Houdiniego, słuchał, jak przyjaciel z pomocą zupełnie ludzkich przemyślnych środków uwalniał się z różnych pułapek, po czym usiłował mu wmawiać, że nie jest wcale iluzjonistą tylko prawdziwym magikiem...



Szczegółową historię przyjaźni obu panów można przeczytać między innymi tu.
A wielbicielom postaci ACD i zainteresowanych jego losami może Sherlockista polecić wycieczkę do Porstmouth, gdzie Doyle spędził około dziesięciu lat życia i gdzie od dawna mieściło się jedno z jego muzeów (więcej informacji tu). Perłą muzeum jest kolekcja pozostawiona przez Sir Richarda Lancelyna Greena, jedną z najbardziej fascynujących postaci wśród współczesnych Sherlockistów. Ten wybitny specjalista od Doyle'a i Holmesa zmarł w tajemniczych okolicznościach w 2004 roku (o tej sprawie bardziej szczegółowo pisał ShK w kontekście książki Davida Granna), co już stało się tematem licznych publikacji, w tym książki wymienionej w nawiasie i kryminału Grahama Moore'a (o którym wspominał ShK tu i który już wkrótce zrecenzuje, bo właśnie czeka u niego na półce). 21 lutego rozpoczyna się w Portsmouth wspaniała impreza, na którą wciąż jeszcze można się wybrać...


...a Sherlockista postanowił właśnie wykorzystać sezon ogórkowy, by napisać jakieś zaległe recenzje, więc na tym na razie zakończy.

1 komentarz:

CheshireCatto pisze...

Co do Houdiniego, ostatnio widziałam jakiś dokument o nim i też była wzmianka o Doyle'u :) Nie wiedzałam przedtem że się znali, więc się CC ucieszyła :)