Sherlockista z radością prezentuje Czytelnikom następną recenzję Justeene. Z radością tym większą, że o ile kiedyś książki kupić się jakoś tak nie odważył, to na pewno zawsze chciał wiedzieć, co było w środku ;) Po tej recenzji myślę, że można śmiało ryzykować! Zwłaszcza, że ShK gorąco podziela poglądy Justeene na samą postać Irene wyrażone w pierwszym akapicie...
Oddajmy głos Autorce, której należą się brawa i najserdeczniejsze podziękowania :)
Dobranoc, panie Holmes
„Obawiam się, Watsonie, że w l’affaire Adler my wszyscy graliśmy jedynie role drugoplanowe, byliśmy tłem dla sprytu i charakteru tej kobiety”.
Sherlock Holmes
Co by jednak nie mówić, Irene Adler doczekała się ośmiu powieści o swoich przygodach, napisanych przez Carole Nelson Douglas, amerykańską autorkę powieści różnych. Mniejsza z tym, bo Dobranoc, panie Holmes to naprawdę fajna książka, lekka, łatwa i przyjemna, w sam raz na wakacje, ale również na długie jesienne wieczory, krótkie zimowe dnie czy wiosenne popołudnia. Śledzimy zmagania Irene z prowadzonymi przez nią dochodzeniami, ale również z problemami życia codziennego, obserwujemy jak pnie się po szczeblach kariery. Nasza bohaterka spotyka na swojej drodze mnóstwo postaci – mamy tu przystojnego, wręcz idealnego kawalera, Godfreya Nortona (początki ich znajomości są dosyć burzliwe), następcę czeskiego tronu, Brama Stokera, Oscara Wilde’a, Antonína Dvořáka i oczywiście Sherlocka Holmesa, trafia nawet na śniadanie do Tiffany’ego. Konstrukcja Dobranoc, panie Holmes nawiązuje nieco do STUD – oto zagubiona w wielkim mieście narratorka, panna Penelope „Nell” Huxley poznaje ekscentryczną pannę Adler, której zachowanie będzie ją zdumiewać do ostatnich kart powieści. Nasze bohaterki zamieszkują razem, Nell staje się powoli asystentką i kronikarką Irene, uczestnicząc (zazwyczaj wbrew swojej woli) w śledztwach prowadzonych przez jej nową towarzyszkę. Sama panna Huxley, córka prowincjonalnego pastora jest postacią na wskroś... wiktoriańską – powściągliwą, pruderyjną, potępiającą wszelkie ekstrawagancje. Barwny styl, filozofia życiowa Irene i jej feministyczne poglądy są dla niej szokujące. Penelope relacjonuje wydarzenia z perspektywy nudnej starej panny w typie Lucy Snowe (główna bohaterka i jednocześnie narratorka powieści Villette autorstwa Charlotte Brontë) czy Fanny Price (to z kolei Mansfield Park Jane Austen), co dodatkowo podkreśla jak bardzo Irene Adler odbiega od stereotypu kobiety („the Angel in the House”) pokutującego w epoce, w której rozgrywa się akcja. I choć postacie nie grzeszą psychologiczną głębią, czego wspaniałym przykładem jest tutaj na przykład Godfrey Norton, to specjalnie nie przeszkadza to w lekturze. Najbardziej irytuje za to sama Irene, która sprawia wrażenie jakby autorka nie mogła się zdecydować, czy panna Adler ma być amoralną awanturnicą, doskonale obeznaną z regułami rządzącymi nawet najbardziej obskurnymi dzielnicami miasta, czy naiwną panienką. Choć nasza bohaterka jest świadoma z czym wiąże się wykonywany przez nią zawód (niejednokrotnie w cynicznych słowach wypowiada się na temat bycia aktorką i śpiewaczką), jest wielce zdziwiona sposobem, w jaki potraktował ją następca czeskiego tronu.
Z nieukrywaną przyjemnością donoszę, że postać Holmesa ma się wcale dobrze. Nasz detektyw prowadzi swoje śledztwo równolegle z Irene, ale jednak na drugim planie. Są natomiast ciekawe dysputy z Watsonem (szczególnie polecam tę o kobietach, z wyrzutami Holmesa, skierowanymi do doktora: „Poza tym naplotłeś banialuk o mojej obojętności wobec płci pięknej w ogóle”) oraz historia opowiedziana w SCAN, tyle, że z drugiej perspektywy. Tutaj jest ona tylko fragmentem większej całości, a w zestawie dostajemy jeszcze brylantowy pas Marii Antoniny i nieobyczajną papugę. Nie brak też opisu rozwoju kariery wokalnej panny Adler oraz solowych poczynań Penelope pod nieobecność przyjaciółki, której zawsze gotowa jest pospieszyć z pomocą.
Po lekturze Dobranoc, panie Holmes mamy wrażenie, że Irene Adler to w zasadzie żeńska wersja samego Holmesa, z własnym odpowiednikiem Watsona, skłonnością do przebieranek oraz niechęcią do małżeństwa. I choć wiemy z góry jak to wszystko się skończy, w niczym to jednak nie przeszkadza, bo lektura naprawdę wciąga (kolejny plus za tłumaczenie). Polecam!
* Postać Irene Adler wywodzona jest niekiedy od Heleny Modrzejewskiej, którą Sir Arthur Conan Doyle miał być zafascynowany, lub jak chcą niektórzy, w której się skrycie podkochiwał. Więcej na ten temat tu: http://www.diogenes-club.com/irene.htm, w artykule Adama Węgłowskiego, „Polski sekret Sherlocka Holmesa” zamieszczonym w magazynie Focus Historia (nr 8/2007) lub w skromnym artykuliku w aktualnym numerze pisma 21. wiek. History Revue.
[1] Zainteresowanym tematem polecam esej "‘A Scandal in Bohemia’" and Sherlock Holmes's Ultimate Mystery Solved” pióra (klawiatury?) Pascale Krumm.
3 komentarze:
Ta recenzja bardzo mnie zainteresowała, na tyle, że poszukam tej książki w księgarni. Serdecznie dziękuję!
Słyszałam o tej książce kilka razy, ale nie byłam gotowa zaryzykować jej kupna, bo moje poglądy na temat Holmesa i Adler są właściwie identyczne z twoimi i bałam się jakiegoś bzdetnego romansidła w którym Holmes wysyła kwiatki Irence, pisze listy miłosne a panna Adler ma charakter takiego Jamesa Bonda :D Z tego, co widzę, nie jest aż tak źle. Za to nie daruję sobie, jeśli nie znajdę tego czasopisma ze sprawą polskiej Ireny A.
Ja już od jakiegoś czasu poluję na tą książkę w mojej bibliotece, a po twojej recenzji będę oglądać się za nią jeszcze dokładniej.
Prześlij komentarz