sobota, 15 października 2011

Tym razem brzydkie obrazki, bo z Game of Shadows, ale za to kilka bardzo ciekawych lekcji z Sherlocka.

Brzydkie obrazki będą na koniec, bo jeszcze podwyższą Czytelnikom tętno i nici ze skupienia na lekcjach. A zaczniemy od przywoływanej tu już kiedyś na marginesie serii "Lessons from Sherlock Holmes" Marii Konnikovej, publikowanych nie byle gdzie bo w samym "Scientific American" na zaproszenie redakcji. Sherlockista już kiedyś serię tę polecał, ale od tamtego czasu lekcji zrobiło się sporo, więc zasługują na więcej uwagi.
Autorka lekcji, oprócz tego, że ewidentnie lubi i ceni Sherlocka, jest specjalistką od teorii decyzji - i dlatego pewnie jej teksty koncentrują się wokół idei, że dzięki umiejętnemu wykorzystaniu rad Holmesa możemy na co dzień unikać wielu błędów. Wiele opisywanych przez nią technik jest skuteczne przy rozwiązywaniu wszelkiego rodzaju problemów, wiele też ma ogólny charakter - jak na przykład zalecenie, by zawsze gromadzić wiedzę z różnych obszarów, nawet tych, co do których nie mamy pewności, że może się przydać. To, mówiąc po prostu, ułatwia nam potem osiągania błyskotliwych wglądów w rozwiązanie problemów z innych dziedzin. Im więcej różnych rzeczy wiemy, tym lepiej i sprawniej kojarzymy i tym bardziej wyrabiamy w sobie intuicje co do możliwych dróg rozwikłania zagadki (dla zainteresowanych szczegółami: lekcja dostępna tu). Sherlockistę szczególnie ucieszyło to, że Konnikova wyszła poza bardzo słynne fragmenty STUD, w których Watson podsumowuje umiejętności Holmesa i jak Czytelnicy pamiętają, nasz detektyw okazuje się specjalistą o dość wąskich horyzontach, a w dodatku sam Sherlock zaleca wszystkim, by wyrzucali z umysłu niepotrzebne graty w rodzaju wiedzy o Układzie Słonecznym. Sięgnęła po VALL i spór Holmesa z inspektorem MacDonaldem o to, że czasem warto nawet czytać różne pozornie niezwiązane ze sprawą rzeczy - bo nigdy nie wiadomo, co się może przydać. Jednocześnie, nie zaniedbuje nauki Holmesa o tym, że umysłu nie wolno zaśmiecać - nauki szczególnie wręcz istotnej, kiedy wszyscy poddajemy się bezustannemu bombardowaniu sieciowym spamem i chłamem (o czyszczeniu umysłowego strychu: tu).
Chociaż niektóre wywody są dość banalne (jak na przykład ten  o zagrożeniach płynących z nadmiernej pewności siebie i jak można się przed nimi ustrzec, czy ten, będący pochwałą wyobraźni), wszystkie cechują dwie zalety: niestereotypowe i wnikliwe wykorzystanie opowieści o Holmesie oraz przytaczane w nich empiryczne badania na poparcie tez autorki.
Pewne uwagi są wręcz bezcenne i to szczególnie dlatego, że obalają część rzadko bardzo wywlekanych na światło dzienne i analizowanych mitów na temat Holmesowego myślenia. Większość z nas kojarzy pewnie metodę Holmesa z obsesyjnym niemal skupieniem na faktach - I cannot make bricks without clay - It is a capital mistake to theorize before one has data etc. - i unikaniem przedwczesnego teoretyzowania. Konnikova nie narusza takiej wizji Sherlockowego rozumowania, ale podkreśla bardzo istotny element: fakty podlegają selekcji. Aby zobaczyć, które z nich są istotne, a które błahe - bez tego nie da się rozwiązać żadnej zagadki! - należy najpierw zyskać odpowiednią perspektywę. Jednym z najlepszych sposobów na to jest zaś nie uporczywe międlenie danych, a odmiana, koncert skrzypcowy w towarzystwie Watsona, zajęcie uwagi innym drobnym problemem. O Holmesie i perspektywie można poczytać tu.
Sherlockista wyróżniłby też grupę tekstów poświęconych problemowi pochopnie przyjmowanych założeń, czy też nieświadomych nastawień, przez które nawet wówczas, gdy wydaje nam się, że podejmujemy przemyślane decyzje, w istocie kierujemy się nie do końca uświadamianymi przesądami i przewidywaniami.
Tu dopiero pojawiają się niezwykle rozsądnie zinterpretowane uwagi Holmesa ze STUD o tym, by nie przywiązywać się pochopnie do hipotez, zanim nie pozna się faktów. Sherlock może nie uświadamiał sobie w pełni tego, co podkreślają często filozofowie nauki (i nie tylko nauki), że bez hipotezy, czy choćby wstępnej teorii nie ma w ogóle żadnych "faktów" - po prostu nie potrafimy interpretować zdarzeń - ale z pewnością nie był tak naiwny, jak czasem mogłoby to wynikać z niezbyt dogłębnie przestudiowanych cytatów. Na temat nie podejmowania decyzji zanim rozpocznie się właściwa analiza sytuacji więcej znajdą Czytelnicy tu. W tym kontekście łatwo uznać tekst o tym, by zawierzyć faktom, a nie naszym wersjom faktów, za dowód niekonsekwencji autorki (lub/i Holmesa). Pozornie wydawałoby się, że Konnikova nawołuje - i to podpierając się argumentacją Sherlocka - że powinniśmy "czyścić fakty z naszych interpretacji". Nic bardziej błędnego. Żadnych "nagich faktów" nigdy nie zobaczymy. Szklanka po winie na stole zawsze będzie dla nas elementem jakiegoś  łańcucha dociekań, sama w sobie jest tylko niezwykle wręcz skomplikowanym zbiorem atomów - a pojęcie atomu także nie jest wolne od potężnego teoretycznego bagażu. Należy jednak dążyć do tego, by w maksymalnym stopniu uświadamiać sobie, jakie teorie, a związku z tym jakie założenia przyjęliśmy. Czy aby nie postrzegamy jej automatycznie jako śladu po zbrodniarzu i nawet zapomnieliśmy zadać sobie pytanie, czemu nie miałaby należeć do ofiary? Tak zinterpretowana porada Holmesa/Konnikovej jest, zdaniem Sherlockisty, niezwykle wręcz cenna.
Najnowsza lekcja, z 11 października wpisuje się w ten ostatni nurt. Poświęcona została nieświadomym kategoryzacjom i kłopotom, w jakie wpadamy wówczas, gdy niedostatecznie kontrolujemy efekty owych kategoryzacji. Mówiąc prościej: mamy mnóstwo stereotypowych pojęć, przekonań i oczekiwań, które nie w pełni świadomie wykorzystujemy w postrzeganiu świata. Konnikova przytacza badania, których uczestnicy - mówiąc w wielkim skrócie i uproszczeniu - zupełnie bezwiednie uznawali, że kobieta, którą widzieli w nerwach, po prostu jest nerwowa. Nie brali pod uwagę tego, że akurat rozmawiała na bardzo ekscytujący temat i że w innych okolicznościach mogłaby być oazą spokoju. Wniosek z tej lekcji jest bardzo prosty: nie oceniajmy książki po okładce, weźmy pod uwagę możliwe okoliczności łagodzące...


... i dopiero po tym przygotowaniu zaatakuje Sherlockista swoich drogich Czytelników tym :) :

Czy Czytelnicy widzieli kiedyś coś bardziej wyfotoszopowanego? I kogoś, kto bardziej udawałby wiktoriańskich rewolwerowców?
Pytanie retoryczne... do zobaczenia jutro, będzie wspaniała wiadomość o naprawdę świetnym przedsięwzięciu ;)

3 komentarze:

CheshireCatto pisze...

te plakaty nie wyglądają nawet na wyfotoszopowane zdjęcia, tylko narysowane od podstaw w, no nie wiem, ps, gimpie czy corel painterze.

Justeene pisze...

Po kapelutku wnioskuję, że ten z prawej to Downey Jr., a więc metodą dedukcji, drogi Watsonie, ten po lewej to Law ;D

Justeene pisze...

A co do naprawdę świetnego przedsięwzięcia, czyżby chodziło o The Great Sherlock Holmes Debate?