... jest śmiertelnie nudny. Sherlockista nie chce operować krzywdzącymi sterotypami, ale opowieść o dorastaniu młodego Benedykta w elitarnej szkole Harrow inna chyba być nie mogła. Fakt, że rodzice-aktorzy chcieli w ten sposób ocalić latorośl przed podążeniem w ich ślady nie ubarwia tej historii, a gdy sam Cumberbatch opowiada z dumą, jak to wybrał się na nieco mniej elitarny uniwersytet w Manchesterze, żeby poznać ludzi, których rodzice muszą zarabiać na życie ciężką pracą, to jest to raczej zabawne.
Optymistyczny - i bodaj jedyny w najmniejszym stopniu interesujący dla nas - fragment wywiadu to ten, w którym BC podkreśla, jak ważną produkcją jest Sherlock Holmes dla BBC. Wiemy już, że wytwórnia bez żalu poświęciła 800.000 funtów, byleby tylko pilot spełnił oczekiwania producentów, teraz dowiadujemy się, że na myśl o tym, że kręcenie filmów mogłoby się przedłużyć wszyscy bledną jak ściana, a biedny Cumberbatch usiłuje grać z zapaleniem płuc i dopytuje się nerwowo, czy przypomina troszkę Bretta albo Ratchbone'a. (To ostatnie, to akurat nie jest zbyt optymistyczna informacja.) Dobra wieść jest taka, że w opinii naszego charyzmatycznego Sherlocka scenariusze są wierne kanonicznym opowiadaniom, a uwspółcześnione realia nie wydają się sztuczne ("to nie tak, że wciskamy Juliuszowi Cezarowi komórkę")...
No cóż, pozostaje mieć nadzieję, że angielska flegma będzie pasowała do roli.
Pocieszajmy się tym, że Benedict Cumberbatch dał się poznać jako bardzo dobry odtwórca tak trudnej roli, jak Stephen Hawking.
(zdjęcie pochodzi ze strony BBC)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz